Maślane Cisteczka - bajka dla dzieci 4-10 lat. Praca konkursowa na konurs Piórko 2025
Pewien Dobry Żuczek
zapragnął mieć własny dom z balkonem, z którego mógłby oglądać wschody słońca. Siadałby
sobie wygonie w wiklinowym fotelu i pijąc pyszną herbatę, cieszyłby się
wschodem słońca. Nie musiałby też codziennie rano, odbywać nużącej wspinaczki
na szczyt wysokiej dziewanny, która górowała nad innymi roślinami, aby ujrzeć świt.
Niestety nie bardzo wiedział jak za budowę takiego domu miałby się zabrać.
Zapytał więc Myszki, która mieszkała w norce pod niewielkim pagórkiem, nad
którym rosły maki, jak zbudować dom.
- To bardzo
proste – myszka poruszyła noskiem unosząc go do góry, jakby czegoś szukała -
Musisz się udać do króla naszej łąki, Czarnego Zaskrońca i poprosić go o dom.
Uważaj jednak, gdyż droga do niego jest niebezpieczna. Biegnie koło stawu, w
którym mieszkają ropuchy i poprzez kamienie leżące pośrodku łąki na których
mieszka żmija. Jeżeli jednak uda się Tobie dotrzeć do króla, on na pewno Tobie
pomoże.
Uśmiechnął się żuczek do myszki. Uściskał ją, podziękował i wrócił pod dziewannę. Spakował torbę podróżną, do której włożył swoje skarby: maleńkie szkiełko, latarkę oraz maślane ciasteczka na drogę. Torbę założył na plecy, a do pasa przypasał miecz, zrobiony z igliwia sosny, która rosła na skraju łąki. Chrabąszcze wyrabiają z nich wyśmienite miecze. Na lasso schwytał konika polnego, osiodłał go i wyruszył w niebezpieczną podróż do króla.
Konik polny był szybki. Skakał
zwinnie z liścia na liść, z trawy na trawę, z kwiatka na kwiatek. Czasami
psotny wiatr porywał konika z żuczkiem i niósł ich, gdzie zechciał. Pewnego
razu unoszeni przez wiatr ujrzeli zbliżającą się w ich stronę jaskółkę.
Jaskółka, siostra burzy, mknęła nisko nad łąką rozdzielając złowieszczo swój dziób.
I pewne by pożarła naszego bohatera, gdyby nie złowieszczy cień myszołowa,
który przeraził jaskółkę i w ten sposób uratował chrabąszczowi życie. Kiedy
wylądowali na ziemi Bonifacy, bo tak się nasz dzielny bohater nazywał, szybko
schował się z konikiem pod dużym liściem łopianu i nerwowo lustrował niebo.
Myszołów nagle spadł gwałtownie na łąkę. Po chwili znów wzbił się w powietrze
odlatując ze schwytaną w szpony jaskółką. Bonifacy usiadł na kamieniu w
cieniu wielkiego łopianu. Drżącym rękoma wyciągnął z torby jedzenie dla siebie
i konika polnego. Ugryzł ciasteczko maślane i zastanawiał się co dalej. Czuł
się zagubiony.
- Którędy teraz
mam iść? – pytał sam siebie w myślach.
Zastanawiał się
intensywnie, jak to żuczki mają w naturze. Nie wiedział jak daleko od trasy
uniósł go wiatr. Wówczas to, przerażony perspektywą ataku jaskółki nie śledził
otoczenia. Trzymał mocno konika polnego i bardzo się bał. Kiedy tak myślał, a
trzeba tu powiedzieć, że żuczki myślą bardzo powoli, spojrzał na rozciągający
mu się nad głową liść. Wówczas przypomniał sobie opowieść o Łopianowym Jasnowidzu,
którą mu babcia do snu opowiadała.
W liściach
łopianu, jak mawiali dawni mieszkańcy łąki ustami babci, czasem mieszkają Łopianowi
Jasnowidzowie. Nikt nie za bardzo wie, jak wyglądają, bo zawsze skrywają się w
najciemniejszych cieniach rzucanych przez lisice ale kiedy się ma odrobinę szczęścia,
można takiego jasnowidza spotkać w samo południe. Oni bardzo lubią maślane
ciasteczka, stąd ten, który chciałby jasnowidzącego spotkać powinien zostawić
ciasteczka w cieniu rzucanym przez liście łopianu i czekać. Niewielkie
drgnięcie, lekki wiaterek sygnalizują, że jasnowidz się zbliża. Kiedy zacznie
chrupać ciasteczka należy dmuchnąć w niego pyłkiem kwiatu rumianku i wówczas
stanie się na chwilę widzialny. Odpowie szczęśliwcowi na jedno pytanie. Jak
zalecała opowieść babci, tak żuczek i uczynił. Wyciągnął z torby ciasteczka
maślane i ułożył je na liściu koniczyny w najciemniejszym cieniu rzucanym przez
liście łopianu. Zerwał koszyczek rumianku i strząsnął pyłek do woreczka. Potem
usiadł na ziemi, wyciągnął nogi i oparł się wygodnie plecami o łodygę mlecza.
Ręce założył za głowę. Wyciągnął się leniwie i czekał. Słońce powoli zbliżało
się do zenitu, kiedy delikatny wiaterek lekko musnął policzek żuczka a łapczywe mlaskanie dobiegło spod liścia łopianu.
Skoczył żuczek na nogi i cisnął w cień pyłek zebrany z rumianku. Drobinki pyłu,
niczym milion delikatnych muszek obsiadły niewidzialnego gościa i uczyniły go
widzialnym.
-Dzień dobry -
powiedział jasnowidz, wkładając ciasteczko do buzi - Udało Ci się mnie
zobaczyć, chętnie odpowiem na jedno twoje pytanie. Ale zadaj je mądrze, abyś
nigdy tego nie żałował.
-Ale, czy… -
chciał powiedzieć żuczek, ale jasnowidz mu przerwał kładąc palec na usta.
- Ćsss- to
byłoby już to pytanie. Zastanów się zanim coś powiesz. Nie zawsze warto mówić
bez zastanowienia.
- Jak znajdę
drogę do króla naszej łąki, Czarnego Zaskrońca? - zapytał
- To proste- Łopianowy
Jasnowidz otrzepał brodę z okruszków ciasteczek - podążaj za kroplami porannej
rosy, one wskażą tobie drogę. O tam, leży pierwsza – wskazał palcem coś za plecami
rozmówcy i zniknął.
Żuczek spojrzał w
kierunku wskazany prze jasnowidza. W cieniu liści babki lancetowatej, tuż obok
rumianku, leżała wspaniała kropla rosy. Była okrągła i przejrzysta. Podszedł do
niej. Ostrożnie dotknął ją. Była elastyczna jak wielki balonik. Rozejrzał się
do około ale innych kropel nie widział. Podniósł więc liść, leżący obok i nic.
Zajrzał pod bławatka. Obszedł koniczynę. Wspiął się na krwawnika i z góry
ujrzał kolejną kroplę. Leżała wysoko na
żółtym liściu jaskra. Przywołał konika. Wsiadł i rozpędzili się. Skoczyli na
kwiat, który zaczął się bujać. Kropla spadła na ziemię i rozprysła się na
wszystkie strony. Wówczas ujrzał żuczek ścieżkę, biegnącą w cieniu traw, na
której leżały inne krople. Ścisnął konika ostrogami i ruszył galopem ku
siedzibie króla łąki. Nie ujechał jednak daleko, kiedy drogę zagrodziła mu jaszczurka.
- Aby przejechać
dalej musisz mi oddać Twojego konika polnego – język jaszczurki wychodził z jej
pyska, kiedy mówiła – Jestem głodna i muszę go zjeść.
- Zejdź mi z
drogi jaszczurko – mały chrabąszcz dobył miecza z igliwia – Oto w mojej ręce
trzymam miecz z igliwia sosnowego, zrobiony przez chrząszcza w letnie
popołudnie. Odejdź!
- Nie musisz być
tak niemiły – jaszczurka zakręciła się w około – ja chcę tylko zjeść konika.
- A ciasteczka
maślane lubisz? – Bonifacy włożył rękę do torby. Poczuł też lekki powiew
powietrza na swoje twarzy.
- Aj lubię, lubię!
– odezwał się głos osoby, której nie było widać.
- Kto tu jest? –
zaniepokojona jaszczurka uderzała ogonem o ziemię.
- A to jestem ja!
– radosny głos zabrzmiał z pleców jaszczurki.
- Ale kto?
- No ja! – Łopianowy Jasnowidz pojawił się
niespodziewanie. Siedział okrakiem na Jaszczurce jak na koniu. – Ruszaj
potworze! – zaśmiał się chwytając jaszczurkę za szyję – Szybciej, szybciej! Ratunku!
Nie tak szybko! Szalona jaszczurko! Stój! Niech to ktoś zatrzyma! Ratunku! Ale
jazda! – jego głos dobiegał już z oddali.
Żuczek stał przez
chwilę nie wiedząc co zrobić. Włożył ciasteczka do Toby i już miał ruszać,
kiedy delikatny wietrzyk pogłaskał jego twarz a z boku dobiegł go znany głos.
- To masz jeszcze
te pyszne ciasteczka? – Łopianowy Jasnowidz pojawił się na liściu. Siedział na
brzegu i machał nogami, jednocześnie zacierał radośnie ręce. Miał czerwone buty
z dzwoneczkami, szpiczastą czapkę i długą aż do kolan brodę.
- No mam. – Bonifacy
wyciągnął z torby pudełko z ciasteczkami. Było piękne. Wykonane z kory
brzozowej i ozdobione drobnymi kwiatkami nagietka.
- To daj mi je
proszę. Ja tak bardzo uwielbiam maślane ciasteczka. – Żuczek rzucił pudełko do
góry a jasnowidz schwytał je łatwo, szybko otworzył i już jadł ciasteczka,
mrużąc ze szczęścia oczy.
- Mam na imię
Bonifacy a Ty?
- Ja – Łopianowy
Jasnowidz podrapał się w głowę – ja właściwie nie mam imienia.
- A powiedz mi
Żuczku, znaczy się Bonifaacy – mówił z pełnymi ustami, mlaskając przy tym z
rozkoszy. Okruszki leciały na jego długa brodę – Po co ty w ogóle jedziesz do
Króla Naszej Łąki?
- Jadę, bo chcę
zbudować dom. Myszka mi powiedziała, że nasz król powie mi jak dom zbudować.
- To bardzo
ciekawe – Jasnowidz włożył głowę do pudełka – Nie ma już ciasteczek? A są
jeszcze. Jakie to pudełko jest ogromne. Pewnie zaczarowane. Na pewno
zaczarowane. – zadowolony wyciągnął kolejną porcję ciasteczek zapakowanych w
liście pokrzywy – A jak nasz król Tobie już powie, jak się buduje ten dom to co
będzie dalej?
- To go zbuduję i
będę co dnia wychodził na balkon, aby pijąc pyszną herbatkę oglądać wschody
słońca.
- To bardzo
piękny plan – Jasnowidz wepchał do buzi aż dwa ciasteczka naraz – Ale czy Ty
umiesz budować?
- Nie bardzo –
żuczek pokręcił ze smutkiem głową - Ale nasz król mi powie na pewno, jak taki
dom zbudować.
Jasnowidz
skończył jeść i wstał, otrzepując okruszki.
- Wiesz –
Jasnowidz podrapał się w głowę - Wiedzieć a zrobić to dwie różne umiejętności. Ja
na przykład wiem, jak się robi maślane ciasteczka, ale nie umiem ich upiec. Zato
ty, to zarobisz je doskonale. Dlatego mam dla Ciebie taką oto propozycję.
Posłuchaj mnie uważnie – zeskoczył z liścia i miękko spadł na ziemię - Droga do
króla jest niebezpieczna i łatwo zginąć. Dlatego ja myślę tak: pójdź ze mną do
mrówek. Poprosimy je, aby zbudowały Twój dom. W zamian będę ja też mógł oglądać
z Tobą zachody słońca jedząc te pyszne ciasteczka co dnia. Ja to bardzo jasno
widzę. Ruszajmy w drogę.
- Ale Myszka mi
powiedziała – Bonifacy oponował
- Myszka nie wie
tego co ja! Ja znam mrówki. Idziemy. – oddał pudełko z ciasteczkami żuczkowi.
Słońce nad łąką
powoli chyliło się ku zachodowi. Nici babiego lata leniwie leciały nad głowami
podróżnych niosąc małe pająki, które na nich podróżowały. Dzień powoli się
zmieniał. Słońce zaszło za drzewa stojąca na skraju łąki i powoli zaczął zapadać
mrok. Z nieba zniknęły ptaki. Ale życie nie znosi pustki. Ich miejsce zajęły
nietoperze. W tym samym czasie świerszcze żyjące na łące rozpoczęły swój
koncert. Bo wieczorem na łące, codziennie w lecie, świerszcze grają swoje
koncerty. Na wielu trawach usiadły więc te zacne owady i kiedy sowa dała znać,
wszystkie zaczęły pocierać o sobie swoimi skrzydłami. Babcia mówiła żuczkowi,
że każdy Świercz na ma lewym skrzydle zgrubienie, które spełnia podobną
funkcję, jak smyczek przy grze na skrzypcach
- Oho, ściemnia
się – stwierdził jasnowidz spoglądając ku górze. – Dalej już nie pójdziemy. Ja
w nocy nie widzę.
- Jak to? –
żuczek spojrzał zdzwiony na Jasnowidza. – Przecież kiedy księżyc świeci na łące
jest bardzo jasno.
- Ale ja jestem
jasnowidzem, a nie nocowidzem. W nocy nic nie widzę. Czy Ty wiesz w ogóle kto
to jest jasnowidz?
- No ten, co zna sekrety!
– żuczek z dumą klasnął w dłonie.
- Bzdura-
jasnowidz zaśmiał się serdecznie – kiedy jest jasno to ja widzę, dlatego jestem
Jasno Widzem, w nocy nic nie widzę. Dlatego musimy znaleźć miejsce na nocleg i
odczekać do rana. Wówczas mogę Ciebie zaprowadzić do mrówek. Masz namiot?
- Nie mam –
żuczek wzruszył rękoma.
- To co z Ciebie
za podróżnik? Ruszasz w wyprawę bez namiotu? Też mi pomysły– jasnowidz wydawał
się zdenerwowany - A co tam masz jeszcze w tej Tobie? Może maślane ciasteczka?
– zaświeciły mu oczy z radości.
- Mam zielone
szkiełko – żuczek sięgną ręką do torby i wyciągnął małe zielone szkiełko, które
lśniło jasnozielonym blaskiem.
- A to ci dopiero
niespodzianka – Jasnowidz klasną w dłonie – Świecące w nocy szkiełko –
ostrożnie wziął szkiełko do dłoni i przyłożył do swojego nosa. Nos miał wielki,
bulwowaty. Poruszał nim w lewo i w prawo obwąchując szkiełko. Skrzywił się i
oddał żuczkowi – Ale do jedzenia to się ono nie nadaje.
- Ale może dodać
komuś trochę radości – usłyszeli głos z góry. Nad nimi unosił się mały
świetlik, który białym światłem oświecał sobie drogę. – Gdybym miał takie
szkiełko mógłbym świeci na zielono. Inne świetliki zazdrościły mi by bardzo. Co
musze zrobić, aby dostać to szkiełko? – wylądował obok żuczka i z bliska
przyjrzał się świecącemu szkiełku.
- Szukamy mrówek.
Ten tutaj jasnowidz nic nie widzi w nocy i musimy poczekać do rana, ale nie
mamy gdzie spać – żuczek namiętnie tłumaczył świetlikowi niezręczną sytuację, w
której się znaleźli.
- Och, niedaleko
rośnie wielka pieczarka. Możecie przenocować pod jej kapeluszem. Za to piękne
szkiełko, zaprowadzę was do niej.
- Ale ja w nocy
nic nie widzę. Potknę się o własne nogi i potłukę sobie nos – jasnowidz zaczął
panikować.
- Nie martw się.
Poświęcę mocniej z mojej baterii i będziesz widział w nocy.
- To bardzo
ciekawe – jasnowidz patrzył na swoje nogi oświetlone przez świetlika. – Widzę w nocy!
Czyli wystarczy trochę światła i ciemność nie jest aż taka straszna – zaczął
klaskać w dłonie i skakać z radości – Widzę w nocy! Widzę w nocy! - tak się rozpędził z radości, że wpadł w
gęstą trawę – Oj już nie widzę. Ratunku!
Ruszyli poprzez
trawy. Księżyc schował się za chmurami i tylko światełko świetlika oświetlało
im drogę.
- Już nie daleko
– świetlik mocniej poświecił ze swojej baterii – za tamtą dziewanną, łąka się
obniża. I między trawami rośnie wspaniała pieczarka. Ma ogromny kapelusz i
wspaniałą białą nogę. Doskonała na nocleg. Jest jak wieki parasol!
Szli powoli i
kiedy dotarli na miejsce ujrzeli wspaniałego białego grzyba. Świetlik poleciał
do góry i z całej siły swojej baterii oświetlił im pieczarkę.
- Faktycznie
wielka ta pieczarka – jasnowidz chodził pod kapeluszem grzyba licząc swoje
kroki. Idealnie okrągła. Siedem kroków w każdą stronę. Solidny dach, na
poważnej konstrukcji – poklepał nóżkę grzyba. – Idealne na twój nowy dom!
- Ale nie ma
balkonu – żuczek spojrzał do góry. I ten kapelusz grzyba wydał mu się taki duży.
- Nie martw się.
Znajdziemy Mrówkowego Majstra Budowlańca i pod jego kierownictwem te zacne
owady zbudują nam ten balkon. A tam będzie kuchnia, gdzie będziemy robić
maślane ciasteczka – zaklaskał w dłonie.
- A moje szkiełko?
– świetlik wylądował i podszedł do żuczka wyciągając maleńką dłoń.
Żuczek podał
świetlikowi szkiełko, które ten przyczepił sobie do brzucha i zaświecił ze
swojej baterii. Piękne zielone światło oświetliło wnętrze pod pieczarką.
- To na pewno
dobre miejsce ma dom – Łopanowy Jasnowidz otworzył torbę żuczka w poszukiwaniu
maślanych ciasteczek. Znalazł tylko latarkę, która oglądał bardzo uważnie i
przyłożył sobie do oka szklaną część, aby zajrzeć do środka. Przypadkowo
nacisnął guzik i latarka zaświeciła mu prosto w oczy. Zdumiony żuczek zobaczył
jak czapka Jasnowidza rozbłysła żółtymi gwiazdkami.
- Dziwne –
jasnowidz rozłożył latarkę od oka – strasznie jasno mi się w oku zrobiło. –
Zamiast ciemności widzę białą plamę. Usiadł pod nóżką grzyba i zasnął. Żuczek przywiązał konika polnego do trawy i
ułożył się wygodnie pod grzybem.
Na łące
zapanowała cisza. Świerszcze skończyły swój koncert a nocne zwierzęta powoli
kładły się spać. Księżyc przyglądał się jak mały żuczek położył się spać,
przytulając do konika polnego. Srebrzystym blaskiem miesiąca pogłaskał twarz
żuczka i poprawił czapkę śpiącego jasnowidza. Przyjrzał się pieczarce i
poprosił gwiazdkę, aby posypała ją gwiezdnym pyłem. W ten sposób grzybek stanie
się nieoznaczalny. Powoli księżyc poczuł się zmęczony wędrówką po niebie i
zaczął ziewać. Ujrzał na wschodzie blaski słońca, które tak bardzo kochał, ale
nie mógł się z nim spotykać. Nastał świt. Słoneczko widząc gwiezdny pył na
pieczarce połaskotało żuczka po twarzy, aby się obudził. Żuczek wiercił się,
ale wciąż spał.
- Dzień dobry –
wesoły głos wyrwał ich z głębokiego snu – Jestem Majstrem Budowlańcem z
mrowiska tuż obok. Słyszałem od mojego przyjaciela Świetlika, że ktoś mnie tu
szukał – Mrówka w kasku budowlanym stała na dwóch nogach i przyglądała się
pieczarce z zainteresowaniem. Miała wspaniałe wąsy i długą, składaną linijkę w
ręce.
- Dzień dobry –
żuczek przeciągnął się ziewając i zamarł w zachwycie – Jaki piękny wschód
słońca widać spod tej pieczarki! – podbiegł w zachwycie do mrówki. - O takim zawsze marzyłem!
Majster
Budowlaniec odwrócił się w stronę słońca, wyciągnął linijkę do przodu, coś tam
pomierzył po czym wyciągnął z kieszenie mały notatnik i coś tam zanotował.
- Faktycznie
piękny. Doskonale matematyczny – klasną czterema rękoma w zachwycie.
- Wracając do
mojego pytania – majster poprawił kask – Słyszałem, że mnie szukacie.
- Szukamy –
odezwał się Łopianowy Jasnowidz – Ten oto żuczek marzy od domu z balkonem, z
którego będzie mógł oglądać wschody słońca. Dzisiaj nie ma domu i co dnia, musi
żmudnie wchodzić na wysoką dziewannę, aby ujrzeć świt.
- Ale przecież
spod tej pieczarki - wskazał grzyba czterema rękoma - widać świt i nie trzeba
już nic budować – Majster już mierzył powierzchnię pod kapeluszem, notując
pilnie w małym zeszyciku. – Pieczarka jest wolna, nie zamieszkana. Po
przebudzeniu, prosto z łóżeczka, które będzie stało o tu – wskazał miejsce - Widać będzie wschodzące słońce. Po co
chcecie budować dom, skoro można ją zająć?
- Ale ja chciałem
mieć dom z balkonem – żuczek spuścił głowę.
- I z kuchnią,
aby robić ciasteczka – wtrącił się Jasnowidz.
Majster
Budowlaniec wszedł na pieczarkę i znowu coś zaczął mierzyć. Nie było go przez
dłuższą chwilę. Kręcił się w tą i z powrotem, mierząc notując i narzekając na
gwiezdny pył, po czym zszedł na dół.
- Nie widzę
problemu, aby zbudować na górze balkon. Wejście zrobimy w tej oto nóżce grzyba,
a kuchnię postawimy o tam - wskazał jedno z miejsc pod kapeluszem – Wspaniałą z
żołędzia i kasztanu.
- Ale ja nie mam
pieniędzy – żuczek załamał ręce.
- Mrówki nie
używają pieniędzy – poklepał po plecach uśmiechnięty Majster Budowlaniec. - Wystarczy,
że dasz mi coś w zamian.
- Ale ja już nic
nie mam. To znaczy mam tylko tą oto latarkę – wyciągnął z torby srebrną,
wspaniałą latarkę.
Majster popatrzył
i podrapał się po głowie. Wziął delikatnie do ręki i obrócił ją kilka razy.
- Zgoda. Wezmę
latarkę za budowę domu. Zanim słońce znajdzie się w zenicie będziesz miał swój
dom żuczku.
Tupot setek
małych nóżek zmącił ciszę poranka. Na niewielką polankę wokoło pieczarki wymaszerowały
setki mrówek, niosące różne rzeczy. Szli jak wojsko, doskonale zorganizowani.
Na przodzie szli cieśle z małymi patykami, za nimi dekarze z liśćmi dębu a na
końcu dekoratorzy wnętrz z małymi pająkami. Praca trwała. Zaczęła się kiedy
piesza jaskółka pojawiła się na niebie a bzyczenie trzmieli wypełniło ciszę
miłym głosem. Jedne mrówki stawiały ściany z niewielkich patyków, podpierając
kapelusz pieczarki i tworząc okrągłą ścianę z małymi drzwiami na wschodzie.
Inne mrówki, przyczepiały liście dębu do kapelusza pieczarki tworząc wspaniałą
dachówkę. Jeszcze inne, kierując pracą pająków z ich sieci tworzyły drabiny i
schody oraz wspaniałe firanki. Z niewielkiego żołędzia i kasztana mrówki
zbudowały kuchnię a inne przy pomocy małych robaczków wywierciły schody w nóżce
pieczarki na jej dach. W południem dom stał. Był piękny, okrągły, z zielonym
dachem i kuchnia zbudowaną w żołędziu. Zleciały się motyle i usiadły na okolicznych
trawach podziwiając budowlę.
- Dom jest gotowy
– Majster Budowlaniec klasną w dłonie a mrówki zebrały się na niewielkim placu
przed domem- Nasza robota jest skończona. Wracać do mrowiska. – Gwizdnął w gwizdek i odmaszerował z
mrówkami.
Żuczek został sam
z jasnowidzem i konikiem polnym. Stali przed pieczarką i milczeli w zachwycie.
Jasnowidz podrapał się po głowie i szybko podbiegł do jednego z motyli. Szeptał
mu coś na ucho i motyl poleciał. Po chwili wrócił z białym dzwonkiem konwalii,
który podał Jasnowidzowi. Ten podszedł do drzwi i zamontował go obok wejścia.
- Teraz już
wszystko gotowe. Piękny ten dom – jasnowidz klasnął w dłonie
- Oj piękny –
żuczek nie mógł wyjść z zachwytu.
- To co teraz
zrobimy? – jasnowidz wydawał się lekko zasmucony – Nasza przygoda chyba dobieg
a końca.
- Tęskni mi się
za moją dziewanną – żuczek zmarkotniał.
Jasnowidz wziął
go za rękę i poklepał po ramieniu.
- Tam dom twój,
gdzie serce Twoje. Kiedyś usłyszałem to stwierdzenie, ale nie rozumiałem go za
bardzo. Dziś jednak to pojąłem. Jest zawsze miejsce, do którego tęsknimy. Dom
to ani balkon, ani też wygody, ale miejsce, w którym czujesz się dobrze.
- Ale ja czuję
się dobrze tutaj, tylko tęskni mi się za dziewanną. – żuczek wydała się, że zaraz się rozpłacze.
- Drogi chłopcze
– Jasnowidz spojrzał żuczkowi prosto w oczy – Marzyłeś o domie i go masz.
Musisz się zdecydować, czego pragniesz. Wrócisz do dziewanny będziesz tęsknił
za domem. Życie to sztuka wyborów. Nie można mieć wszystkiego, ale trzeba umieć
zostawić coś, aby dostać coś nowego.
- Masz rację.
Łopianowy
jasnowidz obszedł dom i coś grzebał w kieszeniach. Po chwili wyciągnął małe
ziarenko i włożył je do ziemi, niedaleko pieczarki.
- Co robisz?
- Sadzę łopian.
My Łopianowi Jasnowidzowie musimy w nim mieszkać. O i zrobione – wstał
zadowolony sam z siebie.
- To co teraz
chciałbyś zrobić przyjacielu?
- Pójdę szukać
maślanych ciasteczek.
- Przecież ja mogę odwdzięczyć się Tobie za pomoc
– Bonifacy wyciągnął z kieszeni małą książeczkę. Tu mam zapisaną sekretną
recepturę ciasteczek maślanych mojej babci.
Jasnowidz aż
zaniemówił z wrażenie, po czym wybełkotał radośnie.
- Maślane
ciasteczka – rozmarzył się i pobiegł do za żuczkiem do kuchni.
Komentarze
Prześlij komentarz