Wampir z zakładu oponiarskiego - opowiadanie spontaniczne
Mężczyzna upił łyk gorzkiej kawy z papierowego kubka i znudzonym wzrokiem spojrzał na stojące krzesła poczekalni. Puste, czarne, ustawione nierówno, niektóre pobrudzone okruszkami od chipsów. Wszystkie czekały na nowych klientów. Przeniósł wzrok na ekran telefonu. Skrolował, przeglądał, lajkował, Od czterdziestu minut zabijał czas gapiąc się na platformę X. Wymiana koła w jego nowej Skodzie Kodiaq wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Wyprostował się i podszedł do okna. Na dworze było ciemno a ono wychodziło na przemysłowy parking. Odwrócił się i niechętnym wzrokiem omiótł ponownie salę. Ukryte za wysokim biurkiem recepcjonistki prowadziły ożywioną dyskusję, udając, że go nie ma. Ich dysputa o celowości jedzenia kanapek przed snem wydała mu się bezsensowna. Podszedł do automatu na kapsułki i zrobił sobie koleją podłą kawę. Usiadł i czekał. Co jakiś czas, do pomieszczenia wchodzili brudni mechanicy, aby odebrać lub przynieść kluczyki. Mężczyzna przymkną oczy i zaczął drzemać. Niespodziewany, nieludzki krzyk wdarł się w tą rutynową atmosferę, wyrywając go ze snu. Ktoś wrzeszczał z głębi warsztatu. Nerwowe głosy i krzątanina zmusiły recepcjonistkę do powstania. Uspokoiła go gestem i wyszła na halę. Krzyki nasiliły się, mężczyzna odwrócił głowę w tamtym kierunku i ujrzał za oknem biegnących, zakrwawionych mechaników.
-Proszę poczekać i żadnym pozorem się zmiejsca! - nieznoszącym sprzeciwu tonem druga recepcjonistka kazała mu zostać i wyszła.
Został sam. Krzyki po chwili ustały i nieznośna cisza zaległa w zakładzie wymiany opon. Po chwili włączyło się radio tak niespodziewanie, że wystraszony mężczyzna wstał gwałtownie i oblał sobie spodnie kawą.
- Kurwa – zmartwione oczy spojrzały na spodnie. Chwiejnym ruchem aby bardziej nie pobrudzić spodni ruszył w stronę toalety aby wytrzeć plamę.
Kiedy wyszedł z poczekalni, pchany niezwykłą ciekawością zamiast do toalety, poszedł na halę warsztatową. Tam pośrodku, otoczony kałużami krwi stał czarny samochód. Czyjeś nogi wystawały spod przytrzaśnięte maski silnikowej. Po gilu samochodu spływała krew i chyba ludzkie flaki. Mężczyzna powstrzymał odruch wymiotny. Poprzewracane stoły warsztatowe i narzędzia dopełniały obrazu grozy. Stanął jak wryty nie wiedząc co zrobić. Naglę czyjaś dłoń zakryła mu usta i usłyszała damski szept.
- Proszę się nie ruszać albo oboje zginiemy.
Delikatne ramię wciągnęło go z powrotem do poczekalni. To była jedna z recepcjonistek, przerażona, cicho zamknęła drzwi i konspiracyjnym tonem wyszeptała do mężczyzny.
- To się czasem zdarza – mężczyzna wytrzeszczył oczy i palcem wskazał na warsztat – Tak – przytakiwała głową – Raz na jakiś czas. Oni przywożą tu ten samochód i czasem koś nieuważny skaleczy się i przetrze koła. Jak on poczuje krew to traci kontrolę. Ale za chwilę oni przyjadą i wszystko posprzątają. Niech się pan nie denerwuje – spokojnym gestem posadziła go na krześle i pogłaskała po głowie - Otrzyma pan od nas miły kupon na zakupy w centrum handlowym. Kupi sobie Pan nowe spodnie, bo te zostały poplamione. O już są, proszę zobaczyć.
Recepcjonista chwyciła go za rękę i pociągnęła do okna. Wzdłuż ściany warsztatu stał oddział żołnierzy ubranych na czarno i ciężko opancerzonych. W dłoniach zamiast broni trzymali butle z azotem.
- Zaraz go schłodzą i on się uspokoi. No i już po wszystkim.
Żołnierze wypchali samochód z warsztatu i zapakowali go na lawetę, opasując go srebrnymi łańcuchami.
Komentarze
Prześlij komentarz