Opowiadanie: Człowiek zasad.

Opowiadanie inspirowane wydarzeniami z Wrocławia, atmosferą ruchu Skinhead we wczesnych latach 90. we Wrocławiu oraz filmem Romper Stomper z 1992 roku. Marsz Niepodległości jest tylko tłem dla opisywanych przeze mnie fikcyjnych wydarzeń.
Tytuł: Człowiek zasad

- Sieg heil! - wykrzyknął młody mężczyzna oglądając transmisję z Marszu Niepodległości. Stał wyprostowany. Pośladki napięte. Łysa głowa i brązowa koszula. Na ekranie TV migotały sceny z transmitowanej na żywo zadymy. Mężczyzna miał opuszczone spodnie. Przed nim klęczała ubrana w rozpięty szlafrok młoda dziewczyna. Jej usta wypełniał jego aryjska męskość.

Sieg heil – zakrzyknął drżącym głosem, kiedy szczytował w ustach swojej białej kochanki. Mężczyzna odepchnął delikatnie kobietę i podciągnął kreszowe spodnie dresowe.

- Jest piwo? - zapytał. Nie odpowiedziała. Odwróciła się zapinając szlafrok i odeszła do sąsiedniego pokoju.

- Wychodzę do koleżanki – powiedziała z oddali – Jesteś wybzykany to nie zrobisz żadnej głupoty. Nie zapraszaj tej dziwki Joli.

Mężczyzna milczał. Rozsiadł się wygodnie na sofie. W  dłoni trzymał butelkę słabego piwa z niemieckiego dyskontu  spożywczego a w drugiej telefon komórkowy. Jednym okiem oglądał zadymę, drugim przeglądał wpisy na Facebooku.

- Patrz! - wrzeszczał do kobiety w drugim pomieszczeniu – Nasi podpalili ruską ambasadę!

Dziewczyna wyszła z pokoju ubrana w obcisłe dżinsy, które podkreślały jej wielki, apetyczny tyłek. 

- Wychodzę, jak mówiłam – powiedziała zapalając papierosa.


Został sam. Wyciągnął nogi przed siebie i upił łyk piwa. Oglądał transmisję bez dźwięku. Nie wierzył mainstreem'owym mediom. Uważał, że pracują na zlecenie rządzącego establishmentu, legitymując kompromitującą Naród władzę. Do czasu Smoleńska czytał tylko niepokornych dziennikarzy, jakimi byli wszyscy Ci, którzy stawali w opozycji do oficjalnie wygłoszonej tezy o przyczynach katastrofy. Tomasz, bo tak miał na imię, był bezrobotnym, 33 letnim mężczyzną. Mieszkał z Agnieszką, która miała własne mieszkanie i pracę. Aga była po rozwodzie. Mąż po wyjeździe do Londynu znalazł sobie czarnoskóra dziwkę. Zostawił jej mieszkanie i stary samochód. Tomasza poznała na meczu Śląska Wrocław. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Tomasz pamiętał tą chwilę, kiedy wychodząc ze stadionowej toalety zapomniał zamknąć rozporek. Ona, jak mu później mówiła,   założyła się wtedy  z koleżankami, że zrobi mu dobrze w tłumie. Podeszła i wsadziła swoją dłoń w jego spodnie. Doszedł szybko. Potem się całowali i kochali na ławce w parku. Zamieszkał u niej. Ona dawała mu środki do życia, on jej poczucie bezpieczeństwa. Tomasz był silny. Pierwszego dnia, spacyfikował mieszkających piętro wyżej studentów. Już nigdy nie nazwali jej grubą dziwką. Potem przyplątał się mąż Agnieszki z czarnoskóra dziwką. Gruba, spocona świnia. Tak go zapamiętał, kiedy go kopał pod bramą.  Tomasz podniósł telefon i wysłał wiadomości do Adama. Adam był na marszu. Tomasza nie puściła Aga.


Źródła rządowe: straty ambasady Rosji będą pokryte z budżetu ...

Źródło Wp.pl

- Pali się :) - przyszła wiadomość.

- Właśnie oglądam – odpisał

Po kilku minutach przyszła kolejna.

- Squat we Wro nie chroniony. Może coś zrobicie?

Tomasz uśmiechnął się do siebie. Myśl o wieczornej bijatyce w towarzystwie kolegów, to było coś. Uczci święto narodowe, lejąc lewackich lalusiów i rżnąc ich kobiety. Szybko napisał posta na FB

- Potrzebna ekipa. Dzisiaj o 20, tam gdzie rok temu.

Telefon zadrżał od morza sms'ów spływających do jego komórki. Bracia potwierdzali swoje przybycie. Doradzali aby załatwić sobie alibi. Pomyślał o Jolce, rudej sąsiadce z bramy obok. Była kuratorem sądowym. Tomasz poznał ją wyrzucając śmieci. Szybko poszli do łóżka. Rżnął jak jak nikt. Była doskonałym alibi. Bez większego namysłu wstał i ubrał się do wyjścia. Zadbał aby do kieszeni  włożyć pałkę teleskopową oraz nóż, który zakupił w internetowym sklepie dla fanów białej broni. Kiedy wychodził z bramy było już ciemno. Wąska uliczka pomiędzy blokami wydawała się martwa. Samochody stały w każdym miejscu, które tylko nadawało się do parkowania. Spojrzał w okno na parterze. Pomarańczowe światło przebijające się przez ciężkie zasłony wskazywało, że Jolka była w domu. 

W mieszkaniu śmierdziało tytoniem. Taki charakterystyczny zapach domu palacza, dla kogoś kto nie pali. Ściany przedpokoju wyłożone boazerią z lat 80tych. Całość oświetlona  czerwoną żarówką podwieszoną pod sufitem, bez abażuru. Jolka ,miała tłuste blond włosy, beżowa bluzkę i luźną spódnicę. Była pulchna i sprawiała wrażenie dziwnie brudnej. Śmierdziało od niej potem, ale Tomasz potrzebował alibi. Kiedy ją brał od tyłu na skrzypiącym tapczanie zastanawiał się, jak taka głupia dziewczyna może być kuratorem sądowym. Była nim z pewnością, gdyż wizytował ją podczas „zawiasów”. Starał się ją zaspokoić tak jak lubiła. Posłał jej sążnego klapsa w ozdobiony tatuażem pająka olbrzymi pośladek. Dupsko zafalowało pomarańczowa skórką. Ścisnął mocno jej biodra i dopchał. Syczała z podniecenia. Jej zęby gryzły poduszkę a dłonie zaciskały się w pięści na prześcieradle. Szczytowała z 3 razy zanim skończył.


Wyszedł bez słowa. Przed bramą czekał stary golf z kolegami w środku. Okna otwarte na oścież. Muzyka grała po całym podwórku „ Zostańmy przyjaciółmi na zawsze ,w imię naszej wierności. Niech nasze serca połączy walka,, idea rasowej jedności. Braterstwo i wiara pozwoli nam stworzyć fundament lepszej przyszłości.” Siedzieli w 5 osób. Cztery stłoczone na tylnym siedzeniu. Tomasz zajął miejsce koło kierowcy. Auto ruszyło z piskiem.

- Mam gumy – powiedział Młody.

- Będziemy ruchać punkówki – potwierdził Tomasz.

Zawsze o tym marzyli. Chcieli spacyfikować lokalne miasteczko alternatywnej młodzieży. Ale chcieli być przy tym jak wikingowie. Bić i gwałcić. Oczywiście uważali młode punkówki za brudne , więc postanowili się zabezpieczyć. Rżnąc taką na oczach pobitego chłopaka – to było bezcenne marzenie, które chcieli zrealizować.  No i to uznanie u chłopaków z Warszawy. Kostek miał to wszystko nagrywać i wrzucić na youtube. Bez obróbki. Jechali przez wyludnione ulice. Deszcz siąpił lekko. Było zimno. Ledwo dwa stopnie. Kiedy wjeżdżali na ulicę Na Grobli zgasły uliczne światła. Poczytali to jako dobry znak. Zatrzymali  się przy starej wieży ciśnień i wyszli z auta. Szli bez słowa. Pustą ulicę wypełniały ich ciężkie kroki.  Na głowach mieli czarne kominiarki. W rękach pałki teleskopowe. Było cicho. Dziwnie cicho. Jak gdyby miasto i przyroda zatrzymały się w bezdechu i czekały z napięciem na wydarzenia. Cienie nocy stały się jakieś gęstsze, deszcz zimniejszy.

- Spójrz – powiedział Kostek  wyciągając rękę w stronę ciemnego zarysu domu – Brudasy się przygotowały na naszą wizytę.

- Obejdziemy ich od tyłu. Przez płot – zakomenderował Tomasz. 


Biegli po omacku pomiędzy krzakami. Bezlistne gałęzie biły ich po twarzy, wymierzając doczesną karę za przyszłe zło. Przy brzegu Odry zwolnili i ostrożnie przeszli przez płot oddzielający Wolny Wagenburg od terenu wodociągów. Na dachu budynku, który stał się najbardziej znanym wrocławskim squatem, zarysy kilku postaci przemieszały się nerwowo. Strażnicy czy obrońcy, kimkolwiek byli, spodziewali się nieproszonych gości. Od strony ulicy dobiegły odgłosy parkujących z piskiem opon samochodów i krzyki. Postacie zniknęły przemieszczając się na fronton budynku. Chmury rozpłynęły się odsłaniając księżyc w nowiu. Było zimno. Wiatr wiał od strony Odry przenikliwym zimnem. W ciszy zjeżyło się zło. Tomasz machnął na kolegów i cicho podszedł do budynku. Drzwi były otwarte. W środku wąski korytarz i schody na górę. Ściany wymalowane hinduskim graffiti. Podłoga przykryta wykładziną. W powietrzu zapach kadzidełek. Całość migotała światłem malutkich świeczek, oświetlających schody. Szli powoli. Z góry dobiegały przyciszone głosy kobiet. Jakieś dziecko zapłakało. Kostek nie wytrzymał:

- Tam są dzieci – wyszeptał – Ja odpadam. Wybiegł bez hałasu.

Weszli na piętro jeden po drugim. Porozumiewali się na migi. Z zewnątrz słychać było krzyki i odgłosy tłuczonych szyb. Tomasz otworzył gwałtownie drzwi. W niewielkim pokoju na podłodze siedziały 3 młode dziewczyny. Jedna tuliła dziecko.

- Cześć kurwy – wycedził Tomasz przez zęby i zamknął drzwi.


- Wydarzenia tamtego dnia nie mają dla nas większego znaczenia – powiedział lokalny działacz rządzącej partii. - Jest Pan nam potrzebny. Potrzebujemy, młodych, zdeterminowanych osób, które są zdolne do radykalnych działań.

- A gwałt – zapytała młoda asystentka od PR

- Jaki tam gwałt. To tylko zbiorowy stosunek. Dziecka Pan nie ruszył?

- Nie no...

- O! Człowiek z zasadami. Wie pan, teraz kiedy księża nagminnie gwałcą dzieci, my potrzebujemy ludzi zasad. Pan jest takim człowiekiem. Mam nienaganna opinię o pana resocjalizacji wypisana przez panią dr Joantę Funaj, kuratora Sądu Rejonowego we Wrocławiu, autorkę wielu wpływowych felietonów do prasy. Proszę tutaj podpisać i do roboty.

Tomasz podpisał dokumenty, przyglądając się spod oka na młoda asystentkę od PR. Dziewczyna hardo patrzyła mu w oczy.

- Człowiek zasad – powiedział uśmiechając się do siebie Tomasz. 





Komentarze

Popularne posty