Przeciwności losu
W celu pokonania przeciwności losu, sięgnąłem ręką tam, gdzie sięgać nie lubię. Z obrzydzeniem włożyłem moją dłoń w ekskrementy wiedzy, zwane new age i skorzystałem z technik wizualizacyjnych oferowanych przez pseudonaukę zwaną NLP. Mając zamiar dostosowania mojej osoby do rzeczywistości, która wymaga ode mnie bycia wyluzowanym i bez stresu miałem do wyboru dwie drogi, powszechnie uznane i trzecią, uświęconą wielowiekową tradycją narodu polskiego, którą to sobie zostawiłem jako wyjście awaryjne. Mogłem zażyć jedną z reklamowanych substancji psychoaktywnych, której zbawienny efekt w wyniku zmiany jednej frustracji na drugą przyniósłby mi chwilowe ukojenie. Zdecydowałem się jednak na drugą drogę, uświęconą tradycją nieuctwa i szamanizmu, poprzez zastosowanie rytualnego transu wyprzeć z siebie stres. Usiadłem więc na podłodze, otoczony kwiatami, w pozycji lotosu i zamknąłem oczy. Wprawdzie pięty gniotły mi jaja i spowodowało to dziwne we mnie pobudzenie, siłą woli skupiłem się na obserwacji myśli. Na początku była goła baba. Poradnik podpowiada, aby myśl puścić ale ja nie chciałem i skupiłem się na detalach. Czułem jak stres odchodzi ode mnie, przepływa receptorami w dół, wychodząc na zewnątrz, tym czym wyjść chyba nie powinien. Puściłem babę i potem się zaczęło. Obrazy migały mi przed oczyma a obraz się zapętlił. Zmęczony odpuściłem i usiadłem rozluźniony. Stres powrócił. Jestem Żuanem Stresu. Zastanawiam się, czemu Stres jest rodzaju męskiego. Człowiek uzależniony od stresu, uchwycony w jego objęcia o ile jest mężczyzną a gorzej niż kobieta. Ze śmiercią o my mężczyźni potrafimy sobie radzić. Jesteśmy jej kochankami. Mamy dla niej pisane pieśni i poematy filozoficzne. Zginąć w ramionach kobiety, o to jest to. Ale stres, ten męski wyrobnik, owa homoseksualna zależność, która chwyta nas swoimi lubieżnymi rękoma i obmacuje. Teraz już wiem, czemu w stresie się źle czuję. Źle mi jest, gdy mężczyzna pieści me ciało, gdy chwyta za organa i bawi się nimi. Nie podoba mi się, kiedy swym męskim w naturze, lubieżnym językiem Pan Stres pieści me ciało. Ach jak trudno się uwolnić z objęć oprawcy. Teraz już wiem, czemu świat walczy ze złem. Z owym diabolicznym mężczyzną, który gwałcić pragnie me męskie ciało. Stąd i wiem, czemu nasi przodkowie, trzecią drogę odkryli. Pal licho jing-jang, chińskie teorie o pierwiastku męskim i żeńskim. Ale i nasi przodkowie, potomkowie sarmatów dawno już wiedzieli, jak sobie radzić z owym męskim potworem. Nieprzypadkowo matka natura, nas polaków wyposażyła w atrybuty odporności, które pozwalają żyć dłużej niż zachodnim nacjom. Nieprzypadkowo wódka jest rodzaju żeńskiego. Poszedłem do lodówki i wyciągnęłam butelkę ( też rodzaju żeńskiego). Jej zimny dotyk, koił me spocone dłonie. Niczym chłodna ręka śmierci, przynosząca ukojenie cierpiącemu. Otworzyłem i pociągnąłem prosto z gwinta. Poczułem zimno, przeradzające się w ciepło. Trucizna penetrowała moje ciało, rozpalała wnętrze, rozluźniając napięcie. Stres ustępował, wycofywał się ulotnie, wycofał się w zaświaty. Zatoczyłem się oszołomiony tą ambrozją i usiadłem na ziemi. Spojrzałem na butelkę, jeszcze trochę mi zostało na dnie. I chlast, głęboki łyk i poczułem się wolny.
Komentarze
Prześlij komentarz