Kazachstan - niedokończone opowiadanie
Pamiętam, że była wówczas zima. Przysłali Go
do naszego departamentu jako ostateczną deskę ratunkową, aby wyciągnął nas z
tego bagna, w które się sami wpakowaliśmy. Mówili o nim, że jest legendą. Nie
znałem go, a w branży działam od 15 lat. Stefan- najstarszy w naszej firmie - 35 letni specjalista do sprzedaży, mówił mi
podczas wspólnego wypadu na papierosa, że Tomasz to właściwie ojciec chrzestny
naszego PR. Po udanej kampanii prezydenckiej w połowie lat 90tych XX wieku
usunął się w cień i zniknął. Krążyły opinie, że się wypalił. W Internecie
znalazłem informacje o jego chorobie alkoholowej. W sumie nic więcej. Teraz
stał tutaj przede mną, na trzydziestym piętrze naszego biurowca. Opierał się
ciężko o szklaną ścianę i patrzył bez słowa w dal. W lewej dłoni trzymał małe, białe
pudełko, które obracał nerwowo.
- Cześć – powiedziałem z oddali
- Dzień dobry – odpowiedział staroświecko.
Jego stara, zmęczona twarz uśmiechnęła się do mnie. Podaliśmy sobie dłonie i
usiedliśmy przy stole konferencyjnym.
- Panie Tomaszu ... – zacząłem nieśmiało. W
tym momencie podniósł dłoń do góry w uciszającym geście. Zamilkłem. Powoli
otworzył pudełko i wyciągnął z niego białą pigułkę. Oglądał ją badawczo w końcu
połknął bez wody.
- Dobra – powiedział powoli, niech Pan wyłoży
sytuację.
- Może mówmy sobie po imieniu –
zaproponowałem – w naszej firmie mamy kulturę organizacyjną na „ty”.
Spoważniał gwałtownie. Jego twarz nabrała
mrocznej barwy.
- W żadnym wypadku nie będziemy sobie
skracali dystansu. Czy słyszał Pan kiedyś, aby żołnierze się spoufalali ze
swoim generałem?
- Pan chyba żartuje...
- Jestem śmiertelnie poważny. Zostałem
poproszony przez Pańskiego Szefa Pana Piotra Kaczmarskiego.
- A Piotrusia...
- Faktycznie mamy w tej firmie problem –
warknął przez zaciśnięte zęby.
Patrzyłem na niego z olbrzymim zdziwieniem.
Co ten staroświecki człowiek robił w naszej firmie? Czy mógł nas uchronić przed
zbliżająca się nieuchronnie katastrofą? No i był stary. Miał z sześćdziesiąt
lat. U nas pracowali sami młodzi, zdeterminowani ludzie sukcesu. Jego głos
wyrwał mnie z zamyślenia.
- Proszę pokazać dossier zespołu – polecił.
Otworzyłem pierwsza teczkę i spojrzałem na
zdjęcie. Ania Czapiewska. Uśmiechnąłem się w myślach na wspomnienie imprezy
integracyjnej.
- Co się pan tak uśmiecha? - zapytał
podejrzliwie
-Nie odpowiedziałem.
- Ania Czapiewska, lat 35, panna. Z
wykształcenia prawnik. Od 4 lat zajmuje się PR.
- Hobby – zamamrotał – co?! Seks tantryczny?
- Co to za pierdoły? Kolejne CV proszę!
Swoją reakcją wybił mnie z rytmu. Tak, seks
tantryczny pomyślałem i się znowu uśmiechnąłem.
- Mateusz Doworcik, lat 30, wykształcenie
kierunkowe, 5 lat doświadczenia. Prowadził kampanię dla dużych koncernów
farmaceutycznych. U nas od dwóch lat.
- Kolejny! - nawet nie przejrzał teczki
- Monika Vannelus, lat 28, etnobiolog...
- Może jest jeszcze fizyk kwantowy! Kto
dobierał ludzi?
- Szefowa naszego HR, Magda, tzn. dr
Magdalena Konopska.
- Doktor czy doktorowa? - zapyta złośliwie
- A jakie to ma znaczenie?
- Żadne... - odpowiedział przez zaciśnięte
zęby. - Dobrze. Zespół jest jaki jest. Jutro się poznamy. Teraz sytuacja.
- Ale przecież Pan ją zna.
- Ale chcę całą historię usłyszeć od Pana.
- To było dokładnie rok temu. Pojechaliśmy z
Piotrem do Częstochowy na spotkanie z przedstawicielem amerykańskiego funduszu
inwestycyjnego, który miał propozycję budowy fabryki w Kazachstanie. Chcieli
tam niedaleko Astany postawić nową fabrykę broni. Spotkanie organizował jak
wtedy sądziliśmy Senator Kaczorowski. Przedstawicielstwo amerykańskiego
funduszu Ventur Capital mieściło się tuż obok biura Senatora. Wcześniej
wywiadownią gospodarczą sprawdzaliśmy ich wiarygodność i dostali wyśmienity
rajting. Senator Kaczorowski to senator pierwszej kadencji sejmu. Posługiwał
się sejmową wizytówką, na której długopisem było dokonane przekreślenia funkcji
senatora. Wszyscy mówili do niego per Senatorze.
- I nie dziwiło to Pana – wtrącił
- Nie, to powszechna praktyka. Wybrańcy
narodu dochodzą z wizytówkami, które legitymują ich pozycje w świecie biznesu.
Moją czujność wzbudził kto inny. Voy-tek Bukowsky. Przedstawiciel tego funduszy
inwestycyjnego. Amerykański polonus, który rzekomo pół życia spędził na
wschodzie. Miał wiele zdjęć z wybitnymi postaciami. Ubrany na amerykańską modę.
Moją czujność wzbudziła zaczeska boczna z tyłu na przód i w lewo.
- Co proszę? - Tomasz powiedział podnosząc
brwi do góry.
- Nie mogłem sobie wyobrazić, że w słonecznej
Kalifornii, w krainie silikonowych piersi i Mr. Olimpia obowiązującym trendem w
biznesie jest posiadanie tłustej zaczeski włosów.
- I to pana zaniepokoiło?
- Tak.
- No to pogratulował spostrzegawczości
Einsteinie – powiedział sarkastycznie
- Rozmowy okazały się obiecujące. Kolejne
spotkanie miało miejsce w kancelarii sejmu. W biurze posła Kownaka. Tam też
podpisaliśmy umowy i listy akredytację a pieczę nad przetargiem objął jeden z
podsekretarzy stanu w Ministerstwie Skarbu.
-No dobrze, ale do rzeczy, na czym
polegała wpadka?
Komentarze
Prześlij komentarz