Bajka o robocie, który pokonał elektryczne pająki i wyłączył maszynę lodową.
Na samym końcu korytarza stał stary robot. Jego blaszana powłoka pokryta była czerwoną rdzą i gęstym kurzem. Miał prawie trzysta lat, a można to było wyczytać z tabliczki przykręconej do jego ramienia, która wykonana z dziwnego metalu, lśniła w blasku latarki małego królewicza. Na blaszce, wyryte było staroświeckim zwyczajem nazwisko konstruktora oraz miejsce i czas zbudowania mechanizmu. Był to typ stary i dawno już nie produkowany. Wszystkie inne, stojące na korytarzu maszyny były nowe, błyszczące i wspaniałe. Lśniły chromowanymi śrubkami i kolorowymi lampkami. Kiedy nikt tego nie widział, dziwiły się między sobą roboty, że nikt tego starego rupiecia nie wysłał na złomowisko, gdzie kończyły swoje życie stare, nikomu nie potrzebne urządzenia. Młody królewicz przyglądał się z ciekawością robotowi i zastanawiał się, ile wspaniałych, nieznanych nikomu przygód przeżyć musiał ten stary automat. Bo był to odkrywca, którego zadaniem było poznawanie nowych krain i lądów. Młody królewicz przesuną pordzewiałą dźwignię na piersi robota. Coś w środku warknęło, coś stuknęło. Szklane oczy maszyny zaświeciły się rubinowym blaskiem, który po chwili zmienił się w zielonkawy.
-
Kto
mnie budzi? – odezwał się metalicznym głosem- To ja, królewicz Jeremiasz.
-
Dzień
dobry Wasza wysokość – powiedział robot i wyprostował się skrzypiąc przy tym
straszliwie.
-
Jak
masz na imię – zapytał królewicza
-
Jestem
Argonauta VII, robot odkrywca siódmej generacji – powiedział z nieukrywaną dumą
w stalowym głosie.
-
Argonauto
VII, ja królewicz Jeremiasz mam dla Ciebie zadanie!
-
Zadanie
Wasza wysokość? Ja jestem bardzo starym, zardzewiałym automatem. Są inne,
nowsze i wspanialsze.
-
Ale
ja mam zadanie dla robota, który widział Słońce?
-Słońce Wasza
Wysokość?
-
Słońce
– odpowiedział królewicz
-
Ale
słońce jest codziennie na niebie – stwierdził
robot – Co to za zadanie, które każdy może wykonać.
-
Nie
każdy drogi robocie – powiedział szeptem mały królewicz – Słońca nikt nie
widział od 200 lat.
W tym miejscu należy się młodemu czytelnikowi drobne wyjaśnienie, które
wytłumaczy mu całą sytuację. Każdy z nas codziennie widzi słońce. No chyba, że
dzień jest pochmurny i słoneczko schowane jest za ołowianą zasłoną z chmur. Ale
Królewicz Jeremiasz mieszkał na odległej planecie, na powierzchni której
panowało wieczne zimno. Było tak zimno, że mieszkańcy tej planety, zbudowali
swoje miasta pod ziemią i żyli we wspaniałych tunelach, które ogrzewane były
przez ciepłe jądro planety. W czasach dawnych, kiedy nieznany nikomu
konstruktor zbudował robota odkrywcę, mieszkańcy tej planety mieszkali we
wspaniałych domach z kolorowymi ogrodami i cieszyli się z przyjaznego klimatu.
Jednakże król Eryk VI nie oddał ręki swojej pięknej córki, złemu wynalazcy,
który w ramach zemsty zbudował maszynę lodową. Maszyna dzień i noc wytwarzała
kostki lodowe, które powoli ochładzały klimat planety. Lasy zniknęły pod
śniegami a klimat stał się nieprzyjazny. Mieszkańcy planety powoli budowali
domy i tunele podziemne aby ogrzewać się od ciepła planety. Ale przez lata
mieszkania w podziemnych tunelach ich oczy odzwyczaiły się od światła i nie
mogli wyjść na powierzchnię planety, tak aby nie oślepnąć.
-
Drogi
robocie! Ja, królewicz Jeremiasz odkryłem sposób na wyłączenie maszyny lodowej,
która wieczną zimą pokryła naszą planetę. Wezwałem moich najdzielniejszych wojowników
i rycerzy, roboty bojowe i pokojowe, ale nikt nie odważył się podjąć zadania.
Dlatego też wybrałem Ciebie, mój dzielny robocie. Jesteś stary i rdza na twoim
pancerzu z nie jednego miejsca pochodzi. Jako ostatni widziałeś słońce i pewnie
się go nie boisz. Chcę abyś odnalazł maszynę lodową i ją wyłączył. Masz tutaj
kryształ z małym czerwonym serduszkiem, który włożysz do wnętrza maszyny i
wypowiesz zaklęcie. Kiedy to zrobisz, maszyna zginie i na świat powróci ciepło
– powiedział młody królewicz.
Maszyna skłoniła
się i położyła swoją stalową dłoń na piersi, na której migotały kolorowe
lampki.
-
Wasza
wysokość! Jestem zaszczycony!
-
Zanim
wyruszysz w tą niebezpieczną wyprawę mam dla ciebie jeszcze mały prezent.
Przyjmij oto te malutkie klejnoty, które są kryształowymi robotami. Każdy jest
wielkości ziarnka grochu. Kiedy będziesz w potrzebie wyciągnij dłoń i połóż je
na ziemie, szepcąc zaklęcie.
-
Dziękuję
królewiczu – powiedział robot, pakując do skórzanej torby przewiązanej do pasa
malutkie automaty.
Książę odwrócił
się i powolnym krokiem opuścił korytarz.
Inne maszyny stojące w korytarzu szemrały między sobą, niezadowolone. Hałas
pisków i stuków, gdyż tak brzmi mowa maszyn myślących, rósł i stawał się nie do
zniesienia. Roboty patrzyły z nienawiścią na na starego odkrywcę i postanowiły
go zniszczyć. Wiedziały dobrze, że powodzenie jego misji oznaczać będzie ich
koniec. Nie będą już potrzebne, gdyż ludzie nie będą dalej mieszkali pod
ziemią. Ale robot Argonauta był już daleko. Wyruszył w swoją niebezpieczną,
samotną misję. ***
Dwa arachnoidy czyli elektryczne pająki strzegły Wielkiej Bramy, którą
dwieście lat temu, dawni mieszkańcy podziemi zamknęli, aby wieczne zimno nigdy
nie przedostało się do ciepłego państwa miasta . Aby żaden śmiałek nigdy nie
odważył się wychodzić na zewnątrz i nie ściągnął na miasto gniewu Maszyny
Lodowej postawione zostały pająki. Tkały one delikatne nici elektronowe, które
przewodziły elektryczny prąd. Syczał on na sieci swoim zimnym głosem i raził każdego,
kto chciał dotrzeć do Wielkiej Bramy. Kości nieszczęśników bielały na podłodze.
Argonatuta VII stanął przed srebrnymi liniami, które skrzyły się lodowatym blaskiem
w ciemnym korytarzu. Energia płynęła po pajęczynie rozświetlając neonowymi
blaskami mroczny korytarz. Było to tak piękne, że robot odkrywca zatrzymał się
i oniemiał z zachwytu. Powolnym ruchem sięgnął do skórzanej torby, którą miał
przywiązaną do pasa i wyciągnął z niej maleńkie, rubinowe kuleczki. Delikatnie
położył dłoń na ziemi. Kuleczki potoczyły się po posadce w stronę sieci. Kiedy
się zatrzymały, wysunęły z siebie maleńkie, metalowe nóżki i całą gromadką te
dziwne robaczki weszły na pajęczynę. Kiedy ją obsiadły zaczęły świecić
pulsującym, rubinowym blaskiem. Czym mocniej świeciły tym słabiej skrzyła się
pajęczyna. Po pewnym czacie robaczki jarzyły się mocnym blaskiem a pajęczyna
opadła na ziemię z braku prądu. Robot odkrywca zebrał robaczki i bardzo
ostrożnie wadził je do torby skórzanej. Teraz droga wydawała się stać otworem.
Ale na końcu korytarza zobaczył złowrogie spojrzenia elektrycznych pająków.
-
Nie
przejdziesz zapiszczały pająki. Jeżeli się zbliżysz będziemy miotać w ciebie
gromami.
Zawracaj. Brama
musi być zamknięta na wieki.
-
Jestem
robotem w misji królewicza Jeremiasza. Odstąpcie albo będę musiał was
zniszczyć.
-
Powiedz
zaklęcie a przejdziesz – syczały pająki.
Niestety zaklęcia nikt już nie znał. Odeszło ono w niepamięć z dawnymi
mieszkańcami podziemnych korytarzy, którzy jeszcze co pewien czas wychodzili na
powierzchnię planety. Argonauta sięgnął do torby i wydobył z niej długi,
lśniący miecz, który wyglądał jak lodowy sopel. Zbudowany był z tajemniczego
kryształu, którym dawni Wielcy Wynalazcy łapali pioruny i zamykali w szklanych
naczyniach. Tworzyli w ten sposób żywe lampy. Pająki zastukały mechanicznymi
nogami i uniosły szczęki do góry. Pomiędzy nimi pojawiła się mała, niebieska
poświata, która stawała się coraz mocniejsza i mocniejsza. Nagle potężny grzmot
przetoczył się przez korytarz. Biała błyskawica rozjaśniła ciemności. Robot
zasłonił się mieczem i piorun został uwięziony w krysztale. Zwinnym ruchem
dłoni zakręcił kryształowym soplem nad głową i wysłał piorun prosto w pająki. Potężny
grzmot ponownie przetoczył się przez korytarz i błyskawica trafiła w
mechaniczne potwory, rozbijając je na części.
Kiedy Argonauta VII wychodził na powierzchnię, słońce świeciło mocno. Śnieg
odbijał jego promienie. Było tak jasno, że robot musiał zasłonić stalową dłonią
swoje oczy. Po chwili wyciągnął z torby okulary słoneczne i czapkę z daszkiem.
Kiedy przywykł już do jasności podrapał się za lewym uchem i począł się zastanawiać,
dokąd ma iść. Świat biały i płaski. Każda strona świata wyglądała tak samo.
Książę nie powiedział mu, gdzie należy szukać Maszyny Lodowej.
-
Gdybym
był Maszyną Lodową, gdzie bym się schował? - powiedział do siebie robot- A nie
jesteś nią ? – zapytał głos z tyłu.
Argonauta VII
odwrócił się momentalnie i zobaczył białego niedźwiedzia.
-
Jeszcze
nigdy nie widziałem robota w czapce i okularach przeciwsłonecznych – stwierdził
niedźwiedź siadając na tylnych łapach.
-
To
dla ochrony przed słońcem
-
A czy
Wy roboty nie macie specjalnych soczewek, które chronią Wasze automatyczne oczy
przed słońcem?
-
Ale
ja jestem bajkowym robotem – wyjaśnił Argonauta. - Ja natomiast nigdy nie widziałem
gadającego niedźwiedzia – stwierdził z przekąsem Niedźwiedź uśmiechnął się i
podrapał się łapą po głowie.
-
To
prawda drogi robocie, ale ja również jestem istotą bajkową, dlatego też mogę
mówić. Powiedz mi drogi robicie, czemu szukasz Maszyny Lodowej?
-
Królewicz
Jeremiasz, władca podziemnego miasta powierzył mi misję zniszczenia tej okropnej
maszyny, która winna jest temu, że na świecie jest pełno śniegu.
-
Ale
ja lubię śnieg – stwierdził miś – Jestem niedźwiedziem polarnym i nie potrafię
żyć bez zimna.
-
Jakże
to – zapytał zdziwiony robot
-
Spójrz
na mnie robocie, powiedz, co widzisz.
-
Jesteś
wielki i biały. Masz czarny niczym węgiel nos. No i masz gęste futro i grube
łapy.
-
Jak
myślisz, czy ja mógłbym żyć w cieple?
-
No
chyba nie, ale Ty jesteś tutaj sam, a tam na dolne ludzie czekają na ciepło.
-
To
prawda. Nigdy nikogo więcej nie widziałem. Jestem tutaj sam.
-
To
chyba jest tobie smutno.
-
Może
czasami – powiedział miś
-
Czy
pomożesz mi odnaleźć Maszynę Lodową?
-
Ja
nawet wiem, gdzie ona jest – powiedział stając na czterech łapach miś. -Chodźmy zaprowadzę ciebie do Kryształowego
Miasta.
Szli powoli. Zimny wiatr porywał kryształki lodu, które skrzyły się złotym
blaskiem w promieniach słońca. Krajobraz wydawał się taki sam, że Aronauta VII
zaczął podejrzewać, że nigdzie nie idą, gdyż nic na trasie się nie zmieniało.
Po godzinie takiego marszu, ujrzeli daleko coś, co wyglądało jak wielkie
lustro, które puszczało zajączki w ich stronę.
-
To
Kryształowe Miasto – powiedział niedźwiedź polarny – tam ukrywa się Maszyna Lodowa.
Spójrz jak słońce odbija się od kryształów lodu, zbudowanych z
najszlachetniejszej wody. Miejsce nazwane Kryształowym Miastem tak naprawdę nim
nie było. Było to skupisko olbrzymich sopli lodowych, które nieznany budowniczy
ustawił w taki sposób, że przypominały jeża. Tworzyły one lodowy las i labirynt
za razem. Promienie słońca, które przenikały przez te lodowe kolumny,
rozdzielały się na małe tęcze, które żywymi barwami malowały drogę.
-
Czy
zauważyłeś coś ciekawego? - zapytał miś
-
Tak,
jedna droga jest cała żółta. Inne są trój kolorowe.
-
Pójdźmy
więc żółtą ścieżką zaproponował miś.
Szli tak chwilkę, która przerodziła się w dwie chwilki a te jeszcze kilka
chwilek. Robot poczuł się zmęczony.
-Misiu, bolą
mnie nogi. Dawno już nie chodziłem, czy zawieziesz mnie na grzbiecie?
-
Ale
ty jesteś robotem, nie powinny ciebie boleć nogi.
-
Oj,
misiu, misiu. Przecież mówiłem Tobie, że jestem bajkowym robotem i przez to
inny, niż te prawdziwe roboty, które się nie męczą. Mnie bolą nóżki i albo
tutaj odpoczniemy albo zawieziesz mnie na swoim grzbiecie.
-
No
dobrze – powiedział niedźwiedź klękając przy tym na przednich łapach, aby ułatwić
Argonaucie wejście na grzbiet.
Futro misia było gęste i miękkie. Kiedy robot przyjrzał mu się uważniej,
zauważył, że jest ono przeźroczyste. Ale heca – powiedział do siebie robot.
Szli korytarzem utworzonym z lodowych kolumn. Kryształki lodu migotały w
promieniach zimowego słońca. Lód działał na promienie słońca jak pryzmat,
rozbijając je na kolorowe tęcze, które malutkimi łukami zdobiły drogę. W pewnym
momencie weszli do wielkiej sali, pośrodku której stała ona. Ubrana w staroświeckim
płaszcz, przypominająca białą kostkę Maszyna Lodowa. Pośrodku brzucha miała
malutkie drzwiczki przez, przez które wiał mroźny wiatr. Kręcił się on małymi
trąbami powietrznymi i gnał w świat, zapewniając wieczne panowanie zimy. Robot
zsunął się z misia i wyciągnął kryształ wielkości cukierka. Był idealnie
przeźroczysty. Pośrodku było malutkie czerwone serduszko, które pulsowało
ciepłym światełkiem.
-
Co
zmierzasz – zapytał miś?
-
Zaraz
ją wyłączę – powiedział robot, przekręcając czapkę do tyłu. Pochylił się lekko
i ruszył w kierunku maszyny z kryształem. Kiedy był już o krok, maszyna
jęknęła, pisnęła i prychnęła. Argonauta stanął jak skamieniały. Po chwili
otworzyły się maleńkie drzwiczki z boku maszyny i wyszły z niej cztery maleńkie
istoty, ubrane w długie czerwone czapeczki i zielone kubraczki.
Każdy z nich miał brązowe bucki z zakręconym do góry czubkiem, na końcu
którego był malutki złoty dzwoneczek. Maleńkie ludzki przeciągały się i
ziewały. Potem jeden z nich wyciągnął maleńki termos i nalał każdemu kubek
gorącej herbaty.
-
Miodowa
– powiedział jedne z ludzików popijając łyk – Moja ulubiona herbatka. Poklepał
się po brzuszku i odwrócił się w stronę robota. - Zobaczcie, co za dziwny sopel
– powiedział wskazując na Argonautę
-
Nie
jestem soplem – powiedział robot, prostując się – Jestem Argonauta VII robot w misji
królewicza Jeremiasza. Przybyłem wyłączyć Maszynę Lodową.
-
Oooo
– powiedziały razem maleńkie ludzki – to bardzo ciekawe, a jak zamierzasz to
zrobić skoro maszyna pracuje na korbkę?
-
Jak
to na korbkę? - powiedział zdziwiony robot
-
A co
się dziwisz – powiedział jeden z ludzików.
-
I tak
zamierzam wyłączyć maszynę. Mam specjalny kryształ – powiedział robot i pokazał
ludzikom kryształowego cukierka.
-
Gdzieś
już coś takiego widziałem – powiedział jeden z ludzików.
-
Tak –
potakiwał mu drugi- Ale to było bardzo dawno temu. W tym krysztale zaklęta jest
miłość.
-
Miłość?
- zapytał miś podnosząc się na dwie łapy.
-
Miłość,
która rozgrzewa serca i pokona zimę – powiedział malutki ludzik – Robocie czy znasz
zaklęcie? - Znam – powiedział robot i wrzucił kryształ do maszyny.
-
Koniec
przerwy – powiedział jedne z ludzików i szybkim krokiem wszyscy weszli do środka.
Maszyna jęknęła, prychnęła. Drzwiczki powoli się uniosły i ciepły wiaterek
powoli zaczął wiać ze środka.
-
To
chyba potrwa bardzo długo – stwierdził robot drapiąc się po głowie.
Komentarze
Prześlij komentarz