Zapiski z podróży. Delegacja - rok 2008 jak sądze.
Byłem wczoraj w delegacji.
Lubię jeździć do hotelu, w którym mnie znają. Zawsze, gdy tam przybywam
inkasuję tantiemy niezależnego mi podziwu. Sycę ową walutą ludzkiej ingracjacji
swoją próżną potrzebę dowartościowania mego Ego. A mój Cień też się cieszy.
Saiko Sihan Yashuiko Oyama napisał, że życie jest dziwniejsze niż fikcja i miał
rację. Podczas porannego śniadania, doświadczyłem chwil, które swoim
surrealizmem dorównywały największym mistrzom gatunku a ich realizm zaprzeczał
całkowicie idei wywodzącej się z marketingu i zarządzania a mówiącej stawianiu
zaspokajania potrzeb klienta na piedestale wartości. Na śniadanie przybyłem jak
zwykle pierwszy, a dlaczego tak się dzieje niechaj pozostanie słodką tajemnicą
mojego życia. Najpierw kawa, potem druga. Oczy się otwierają, jaźń wychodzi z
otchłani snu. Udaję się krokiem radosnym w stronę stołu szwedzkiego, bo jak
wiemy nic tak nie cieszy jak szwedzki stół w hotelu. Powód ten nie znany jest
bliżej ludzkości, ale wszyscy się cieszą. Ot zagadka. Chwytam bułkę a zaprzyjaźniony
właściciel hotelu mówi mi: Panie Piotrze, kupiłem świeże, ale dam tylko Panu.
Tamci niech jedzą wczorajsze. Zainkasowałem tantiemę mojej popularności
przeistoczoną w realny obraz świeżej bułki. Potem tajne hasło, że są moje parówki,
ale ukryte na dnie garnka, pod kiełbaskami wiedeńskimi. Ludzie się schodzą,
jedzą co zjeść mają, wybrzydzają. Niektórzy zamawiają jajecznicę. Szef robi ją
w kuchni i nakłada na talerz z gorącej patelni. Lubię ten zwyczaj. Zostało mu
trochę więc jak ma to w zwyczaju ruszył na tourne po Sali próbując wcisnąć jej
resztki zajadającymi się wczorajszymi bułkami, gościom hotelowym. Ponieważ nie
znalazł zainteresowania. Podszedł do Pana, jedzącego obok i zachwalającego smak
bułki poddanej termicznej kąpieli odmładzającej w kuchence mikrofalowej z małym
talerzykiem wody. Bo jak się dowiedziałem, czerstwe bułki włożone do kuchenki
mikrofalowej w której jest wstawiony spodeczek z wodą, po 3 minutach są znowu
świeże…. Tak więc szef kuchni, z brzuchem jaki na szefa kuchni przystało, z
białą czapką, zbliża się krokiem radosnym, w lewej ręce trzymając patelnię z
jajecznicą a w prawej dzierżąc łyżkę niczym buławę hetmańską i oświadcza: Może
jeszcze jajecznicę? Ta jest lepsza, bo ją posoliłem… sala eksplodowała śmiechem.
Patrzyłem na ten radosny obrazek, ciesząc się bogactwem życia, które
doświadczam. I tylko poranny kac, zakłócał moją idyllę.
Komentarze
Prześlij komentarz