Mężczyna po czterdziestce

 

- Czy mężczyzna w średnim wieku może mieć dobry seks? Takie pytanie postawiła mi szefowa podczas porannego raportu w gazecie.

­ Napiszesz o tym artykuł – powiedziała wpatrując się we mnie złośliwym wzorkiem. Czułem się kozłem ofiarnym, owej żelaznej dziewicy spod znaku radia Maryja. Dewota w kwiecie wieku, która niczym tsunami powinna przeżywać swoją menopauzę i z siłą ryczącej czterdziestki wdzierać się na kolana przygodnych mężczyzn, dawała mi co chwilę upadlające zadania. Ja, absolwent filologii romańskiej oraz filozofii, miałem zająć się tematem seksu panów po czterdziestym roku życia. NI jak się to miało do moich zainteresowań związanych z mechaniką kwantową oraz pogodzeniem konfliktu wiary i rozumu. Ale raz wydany rozkaz służbowy był nie do odrzucenia. Przełknąłem ślinę i rozluźniłem krawat. Szefowa spojrzała na mnie spod byka. Jej czarne oczy, schowane za okularami oczy, zdawały się przybijać mnie do krzyża upokorzenia. ­ Tak jest – powiedziałem bez radości – Zadanie przyjęte.

Nie wiem, czy był to odruch, czy podszept Złego, ale niby to przypadkiem złapałem się za krocze. Oczy szefowej rozszerzyły się momentalnie a usta otworzyły w zdziwieniu. Nastała cisza. Stałem tam z nią sam, w ciszy doskonałej z ciężką ręką na rozporku. Wahałem się co zrobić. Nasze oczy zderzyły się w iskrzącym spojrzeniu. Powoli, sprawdzając je wiarę i wstręt do grzechu nieczystości opuszczałem rękę na dół. Ciszę przerwał odgłos rozpinanego zamka. Ona stała tam jak zaklęta.   Powoli jej palce powędrowały do ust. Delikatnie oblizała koniuszki. Dopiero teraz zauważyłem, że dewotka miała cudownie zrobione paznokcie. Biały manicuire francuski bardzo nie pasował mi do jej stereotypu. Dopiero teraz zauważyłem jej olbrzymie piersi. Mocne, pełne i jędrne. W sam raz aby wsadzić w nie swoje rozczapierzone palce. Postanowiłem działać pod wpływem impulsu.  Szybkim krokiem przyskoczyłem do biurka i pocałowałem ją. Język wsadziłem głęboko. Na swoim poczułem jej miękki, aksamitny język. Jej dłoń powędrowała na moje krocze.  ­ Jeszcze nie teraz kochanku – wyszeptała mi do ucha, niskim, chrypiącym głosem ­ Napisz ten artykuł a zerżniesz mnie jak będziesz chciał – powiedziała wpychając mi język do ucha ­ W tyłek też ? ­zapytałem

­ Przede wszystkim – powiedziała odsuwając się ode mnie.

Kiedy wyszedłem z jej biura myśli mi kołatały. Serce waliło jak szalone. 

­ Zawsze Dziewicza Ciebie zrugała – usłyszałem głos Anety za plecami

­ Tak jakby – powiedziałem poprawiając krawat

­ Masz – wręczyła mi teczkę z dokumentami – Zawieź je do księgowości. Mamy opóźnienie więc

nie zwlekaj.

­ Ale ja muszę napisać artykuł – oponowałem

­ Jedź – powiedziała głosem mnie znoszącym protestu

Jazda samochodem poprzez miasto, to dziwne doświadczenie. Przeciętny zjadacz chleba, kiedy wsiądzie do swojego mechanicznego potwora, staje się macho. Taki zwykły flegmatyk, tylko przez sam fakt iluzorycznego panowania nad zamkniętym w stalowej puszce stadem koni mechanicznych, staje się lokalnym wojownikiem szos. Takiego właśnie pana i władcę spotkałem na swojej drodze.  Bardzo długo czekałem, aż któryś z kierowców zechce zrobić mi miejsce i wpuści mnie do strumienia powolnie płynących ulicą aut osobowych. W pewnym momencie zaryzykowałem i wepchałem się przed jadące powoli niebieskie auto. Kierowca nagle przyspieszył i prześwietlił mnie karcąco światłami. Surmy klaksonu oznajmiły zbliżającą się wojnę. Pisk opon i nagle jego samochód zajechało mi drogę. Z wnętrza wygramolił się rumiany tłuścioszek, który ubrany w krótkie spodnie i czarne skarpetki stał dysząc rządzą zemsty. Jego sandały wskazywały, że mam przed sobą prawdziwego herosa, pogromcę kobiet i niewinnych dzieci, Pana Rumiana w skarpetach i sandałach. Czekał i dyszał ciężko. Ja również czekałem patrząc przed siebie. Pogroził mi tłustą dłonią i ruszył z piskiem opon na czerwonym świetle, aby tam wpakować się wprost przed wyjeżdżające z lewa czarne BMW. I tak myśliwy stał się ofiarą. Nie będę tutaj opisywać tej drastycznej sceny, ale smutni panowie pozbawieni szyi jak i skrupułów niebyli dla mego niedoszłego oprawcy wyrozumiali. Tak pomyślałem, z pewnością seks jest lepszy niż jazda po mieście. 

Biuro księgowych mieściło się w wyremontowanym biurowcu dawnych zakładów elektronicznych Elwro. Wspomnienie lokalnej doliny krzemowej, która w latach 90tych była kolejno siedzibą wyższych uczelni, biurowcem firm wszelakich, aby na końcu stać się częścią aparatu ucisku obywatela pod postacią lokalnego urzędu skarbowego. Kilka kroków wyremontowaną klatką schodową i już stałem w środku. Ściskałem nerwowo szarą teczkę z dokumentami, świdrowany nieprzyjaznym okiem pani Alicji. Jej stylistyka podstarzałej lalki Barbie nie bardzo licowała z powagą instytucji księgowej naszej gazety. Miała obcisłą, czarną bluzkę, która szerokim dekoltem odsłaniała jej spalone w słońcu lamp solarnych wiszące piersi. Dekolt wypełniała droga mleczna piegów. Wyraz twarzy miała nieprzyjazny.

­ Przywiozłem dokumenty – powiedziałem zmieszany, celując swoją wypowiedzą w pusty róg pokoju

­ To do Pauliny – odrzekła Alicja, wracając do swego komputera.

Rozejrzałem się po pokoju, ale nikogo poza nią nie było. Zerknąłem na ekran komputera, a tam obok systemu finansowo księgowego widniało okno czata wp. Zdążyłem tylko doczytać: lodzik  bez gumy 50. Alicja zmieszana zamknęła okno

­ No co?! ­ zapytała w złości

­ Dam stówkę – powiedziałem

­ Za co?

­ No za to, o co pytał tamten pan na czacie.

Przyglądała mi się badawczo, jak gdyby zastanawiając się co powiedzieć.

­ To pomyłka – odpowiedziała zmieszana ­ podpuszczałam tamtego idiotę – odpowiedziała W tym momencie do pokoju weszła, chociaż słowo wtoczyła się byłoby właściwe, Paulina. Masę miała imponującą, wskazująca na lata zaniedbań dziedzinie sportu i wieloletnie folgowanie zasadom zdrowego, racjonalnego żywienia. Jej czarne, podgolone włosy nadawały jej drapieżnego wyglądu. 

­ Niech Pan siada – powiedziała wskazując mi miejsce przy małym stoliku. ­ Co my tu mamy? ­ powiedziała do siebie mruczącym głosem. Rozsiadła się na obrotowym krześle, które jęknęło z wysiłkiem, kiedy jej olbrzymi tyłek wylądował na siedzisku. Przybijała pieczątki i opisywała dokumenty. Po chwili wstała z bólem i podeszła do biurka.

­ Zakwasy? ­ zapytałem widząc jak utyka na nogi

­ Nie. Wczoraj spotkała kilku kolegów i całą noc szaleliśmy 

­ Tańcząc ­ zapytałem?

­ Niech się pan domyśli – odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem

Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, czy moje domysły były prawdziwe. A o ile była to prawda,  czy było to estetyczne, to o czym myślałem.

­ Wie pan – powiedziała sama od siebie – moje życie jest jak komiks.

­ W jakim sensie?

­ No właśnie bez sensu.

Spojrzałem na nią zadziwiony.

­ Ja nie chciałabym żyć zwykłym życiem. Chcę robić szalone rzeczy, czuć, że robię coś, czego normalni ludzie nie robią.

­ Czyli co?

­ No, łamać nakazy?

­ Jakie nakazy?

­ No jak ta artystka, która przybiła genitalia do krzyża.

­ Ale jaka w tym sztuka? ­ zapytałem zaciekawiony i zwabiony perspektywą inteligentnej rozmowy ­ No to jest sztuka, bo ja tak nie potrafię?

­ Ale co? Technicznie przybić jaja do krzyża?

­ No właśnie. To jest sztuka.

Zawiesiłem się zastanawiając się co ma na myśli. Sam ruch młotkiem, który przybija gwoździem.  gumowe jaja do drewnianej deseczki nie wydawał mi się zbyt wyrafinowanym zadaniem. ­ Ah, chodzi pani o przekroczenie tabu kulturowego?

­ Ah to już za głębokie dla mnie.

­ Głęboko – powiedziała podnieconym głosem z tyłu Alicja. Odwróciłem się momentalnie, aby ujrzeć jej zdjęcie na ekranie. Nagie piersi i rozpuszczone włosy.

­ Nasza Alutka dorabia ustami – powiedziała śmiejąc się Paulina.

­ Naprawdę – zapytałem zainteresowany?

­ Nie Pana sprawa – powiedziała zmieszana Alicja.

­ Wiecie, ja piszę teraz artykuł o tym, czy mężczyzna po czterdziestym roku życia może mieć dobry seks?

­ Pewnie, że może! – powiedziała Paulina – wiele zależy od kobiety – powiedziała jak gdyby reklamując siebie. Spojrzałem na nią wzorkiem potencjalnego użytkownika. I zawahałem się. ­ Jest Pan mężczyzną? ­ zapytała

­ Tak.

­ To na co pan czeka?

Zastanawiałem się przez chwilę analizując jej wypowiedź. Czy była to propozycja, czy też propozycję chciała odczytać moja psychika z jej niewinnej wypowiedzi. Na ile była niewinna? Przyglądałem się owej kobiecie. Nie pociągała mnie fizycznie.  Odpychała intelektualnie. Jej dziwne poglądy, owa fenomenologiczna potrzeba doświadczania życia w miejsce, zwartej ontologii. Jej prymitywne spojrzenie na przekraczanie siebie w sensie większej rozwiązłości niż pokonywaniu wrodzonych ograniczeń, powodowało, że nie miałem na  nią ochoty. Z drugiej strony Alutka. Zawodowa kurweka z lokalnego czata. ­ Chciałbym zerżnąć Panią Alicję – powiedziałem poważnie.

Dziewczyny eksplodowały salwą śmiechu.

­ Oj udanego seksu nie będzie – chichotała Paulina

Wyszedłem płonąc ze wstydu. Szedłem do auta bardzo szybkim krokiem. Kiedy wsiadałem do auta,

dogniła mnie Alicja.

­ Klasyk 300, oral 100 – powiedziała dysząc

­ Klasyk – powiedziałem i wyciągnąłem portfel.

Jechaliśmy samochodem do pobliskiego lasku. Alicja rozglądała się po okolicy ­ O tam powiedziała, wskazując wąską ścieżkę.

Siedziałem w jego biurze na 12 piętrze jedynego drapacza chmur we Wrocławiu. Z pozycji mojego krzesła, poprzez przeszkloną fasadę widziałem skrzyżowanie pod budynkiem. Samochody poruszał się z wolna, płynąc rzeką w stronę wyjazdu z miasta.  Mój rozmówca właśnie skończył rozmowę i odezwał się do mnie.

­ Więc pisze Pan artykuł o mężczyznach i ich udanym seksie?

­ Tak Panie prezesie.

Był to mężczyzna w sile wieku. Bardzo elegancko ubrany w drogi, doskonale dopasowany garnitur. Miał mocno siwe włosy, spod których przebijały się blond pasemka. 

­ I polecił pana Grzegorz?

­ Tak jest.

­ Momencik – powiedział i wybrał na telefonie numer Grzegorza. Po rozmowie, wyraźnie zrelaksowany powiedział:

­ Myślałem, że jest pan jednym z tych dupków, podesłanych przez moją pierwszą albo drugą żonę.  Dobrze, pokażę panu jak może wyglądać udany seks mężczyzny. Chodźmy powiedział wstając. ­ Pani Asiu – powiedział do sekretarki, wychodzę z Panem Andrzejem na lunch, będę za godzinę. ­ Tak jest panie prezesie – powiedziała Joanna patrząc ma mnie lubieżnie

Wychodząc z budynku skierowaliśmy się w stronę pasażu Bogusławskiego. Przez całą drogę milczeliśmy. Z tyłu teatru, pomiędzy torami kolejowymi a jego zapleczem mieścił się mały klub striptizu Emanuelle.

­ To tu powiedział i weszliśmy.

Stary sutener na widok mojego współtowarzysza uśmiechną się życzliwie.  ­ Jak zwykle zapytał?

­ Jak zwykle i przyprowadziłem ucznia – powiedział wskazując na mnie.

Niewielkie pomieszczenie z tyłu obiektu przypominało skrzyżowanie łazienki z salonem masażu.  W rogu stała wielka, biała narożna wanna. Obok niej łóżko do masażu oraz wielkie lustro.

Usiadłem na niewielkim krześle a mój gospodarz, rozebrał się i umył miejsca intymnie. Kiedy wycierał swoją olbrzymią, wiszącą jeszcze męskość, poprzez niewielkie drzwi weszły dwie dziewczyny. Zawahały się widząc nas dwóch.

­ To mój uczeń – wyjaśnił Prezes – ja jestem dla Pań, on tylko patrzy

­ Czy może się pieścić i być pieszczonym? – zapytała półnaga brunetka, ubrana w szpilki, czarny krawat i koronkowe, srebrne majteczki

­ Oczywiście, że może – powiedział mój dobroczyńca

Prezes położył się na długim stole do masażu, przykrytym zielonym, prześcieradłem na gumkę.  Miał szerokie ramiona i mocne plecy. Jego dobrze zbudowana, atletyczna sylwetka mocno kontrastowała z wiekiem, jakim się legitymował. Dziewczyna po lewej stronie włączyła muzykę i nabrała z dozownika balsam do masażu. Powolnymi ruchami, podśpiewując sobie rozpoczęła masaż łydek.

­ Dobrze Panu? – zapytała brunetka ubrana w krawat, właścicielka sterczących, małych piersi. Mój dobroczyńca zdawał się poddawać dotykowi kobiet. Czułem się jak uczestnik jakiejś dziwnej sceny. Czerwone światło i nastrojowa muzyka w tle. Półnagie ciała kobiet w rozpuszczonych włosach masujące ciało mężczyzny. Czułem jak powoli ale bardzo stanowczo budzi się do życia moja męskość.

­ Wie Pan – powiedziała ubrana w koronkową bieliznę fioletowego koloru blondynka – My tutaj jesteśmy bardzo przekupne?

­ Tak ­ powiedziała się śmiejąc brunetka – bierzemy łapówki

­ A jakie są stawki? ­ zapytał prezes odwracając się na plecy. Był mocno pobudzony. Jego twarde, mocne prącie, sterczało na baczność. Na jego widok, dziewczyny zajęczały cicho, a brunetka oblizała usta. Było w tym coś bardzo wulgarnego, obrzydliwego i jednocześnie bardzo podniecającego.

­ Dla pana – powiedziała brunetka drżąc z podniecenia – pochyliła się nad jego głową i pocałowała go namiętnie, jednocześnie łapiąc go za członka i delikatnie, masując – za darmo – powiedziała  prostując się. Jej dłoń, przesuwała się po gigantycznym członku, powoli, ale rytmicznie. Blondynka uśmiechnęła się do mnie.

­ No śmiało – powiedziała – zabawa z samym sobą nic nie kosztuje.

Powoli rozpiąłem rozporek i wyciągnąłem swojego penisa. Przyglądałem się jak w rytm wolnej muzyki, w czerwonej poświacie brunetka w krawacie przerzuca nogę nad kroczem prezesa i prowadząc dłonią jego członka, powoli wprowadza go do środka. Naga już blondynka, całowała go

w tym czasie namiętnie w usta, masując jego tors. Brunetka jęknęła głośno i odepchnęła blondynkę. Pochyliła się nad twarzą Prezesa a jej burza włosów spadła mu na twarz. Blondynka popatrzyła na mnie uśmiechając się. Masowałem już wówczas, twarde do granic możliwości prącie. Podeszła powoli i wypięła w moją stronę pośladki. Jej idealnie wydepilowane łono było szeroko rozwarte.  Zakręciła pupą, a jej wagina zdawała się zapraszać do środka. Powoli, nie przestając kręcić tyłkiem w moją stronę rozpoczęła pieszczenie stóp Prezesa, który już mocno obejmował tyłek ujeżdżającej go brunetki. Wstałem i bez zbędnych ceregieli wszedłem prosto w blondynkę. Syknęła. Wygięła mocno ciało, chwytając się za piersi, aby następnie lewą ręką złapać mnie za włosy. Tak w półwygięta i odkręcona, całując mnie głęboko wysyczała:

­ Niegrzeczny chłopiec. Nie zapłaciłeś. Rżnij dobrze, a nic nie zapłacisz.

Kochaliśmy się tam we czwórkę. Czerwone światło, zapach potu i jęk kobiet. Czułem wnętrze blondynki. Jej ciało tak pięknie masowało mojego penisa. Nie wytrzymałem i wystrzeliłem do środka. Jęczała jak szalona. Czułem, że po orgazmie wciąż jestem twardy. Rżnąłem ją mocno. 

Prawą dłonią pieściłem jej srom. Szalała, syczała. Czułem, jak trząsł ją orgazm i popłynął złoty deszcz. Wyszedłem z niej, wycierając członka ręcznikiem papierowym. Blondynka stała i mocno sapała.

­ To było niezłe – powiedziała zakładając koronkowe majteczki. ­ Szlag by to... ­ powiedziała spoglądając na moją spermę wypływającą z jej wciąż gorącego łona.

Prezes leżał na łóżku wraz z młodą londynką, która przytulona do niego, głaskała jego muskularny tors koniuszkami palców.

­ 20 minut – powiedział i wstał. Wyciągnął z portfela olbrzymi plik pieniędzy i sprezentował go rozradowanym dziewczynom.

­ No teraz, już wiesz, jak wygląda, dobry, brudny seks w przerwie na lunch. Masz tutaj numer do mojego kolegi Grzegorza. Powiedz mu, że jesteś z klubu szybkiego hamburgera i kobiecego ciała, a on już wprowadzi ciebie w dalsze przygody. Do widzenia powiedział podając mi wizytówkę i wyszedł. Zostałem sam. Pomieszczenie przepełniał zapach lateksu, papierosów i olejków kosmetycznych. Wychodząc pożegnałem się z uśmiechającym się wiecznie sutenerem i wyszedłem na ulicę. Słońce zakuło w oczy. Przymrużyłem je i rozejrzałem się na około. Może było to bez sensu. Ale nagle po tych chwilach uniesienie wpadłem w panikę, że może mnie ktoś zobaczyć.  Niby wszyscy to robili, ale fakt bycia przyłapanym na korzystaniu z usług cór Koryntu wydawał mi się bardzo wstydliwy. Upewniwszy się, że nikt mnie rozpoznał udałem się powolnym krokiem w stronę pobliskiej galerii handlowej. Tam na schodach ruchomych miałem spotkać Joannę.

Joanna była psychologiem, chociaż słowo psycholożka wydaje się tutaj właściwe. Zadbana, samotna kobieta w wieku około 47 lat. Jej długie blond siwe włosy, nie tylko podkreślały jej wiek, ale wciąż niebanalną urodę. Miała sporych rozmiarów piersi i zgrabną figurę. Trenowała jogę i zajmowała się treningiem miękkich kompetencji biznesowych. Poznałem ją kilka lat temu. Nasze relacje zawsze były oficjalne, chłodne i sztywne, chociaż ja się zastanawiałem jaka może być w łóżku. Stała wówczas na schodach ruchomych, trzymając w swojej dłoni, ten drogi, różowy organizer. W ogóle lubowała się w różu.

­ Dzień dobry – zagaiłem stojąc niżej

­ Dzień dobry – odpowiedziała odwracając się. Jej szerokie usta były pomalowane różową, delikatną szminką. Twarz pokrywały lekkie zmarszczki, które nadawały jej powagi i seksapilu.  Nasz wzrok zatrzymał się na chwilę. O tą sekundę lub dwie za długo, aby pozostały złudzenia, co do braku wzajemnego zainteresowania.

­ Joanno, czy możemy porozmawiać? Potrzebuję rady psychologa, gdyż piszę trudny artykuł. ­ Dobrze, chodźmy na kawę.

Kawiarnia mieściła się na pierwszym piętrze galerii handlowej, która w zamierzeniu jej twórcy, miała być ekskluzywnym centrum handlowym. Powiewem ekskluzywności było morskie akwarium, w którym prawdziwy rekin pływał na około rafy koralowej. Ale rekin był na miarę sukcesu galerii, czyli mały i bez zębów. Kawa, jaką otrzymaliśmy, była unikatowym produktem wielkiej sieci handlowej, która udając lokalne kawiarenki, dokonała zniszczenia na polu gastronomii. Kawiarnia przestała być miejscem spotkań intelektualistów, stała się miejscem biznesu.

­ Więc jak mogę Tobie pomóc – zapytała Joanna wrzucając do kawy dwie kostki cukru. Ciecz w filiżance zafalowała. Patrzyłem w milczeniu jak miesza kawę łyżeczką a potem ją oblizuje. Niby zwykły gest. Ja widziałem w miejscu łyżeczki moją męskość, wpychającą się do jej ust tutaj przy wszystkich.

­ Piszę o seksie – odpowiedziałem bez wahania

­ O seksie? ­ zapytała wyraźnie zainteresowana Joanna

­ Tak, o tym, czy mężczyzna w wieku 40 lat może mieć dobry seks.

­ Może – odpowiedziała jakby do siebie Joanna

­ Więc jak mogę Tobie pomóc. Przecież nie pójdę z Tobą do łóżka.

­ Szkoda – powiedziałem do siebie

Wyraźnie zaczerwieniona Joanna powiedziała:

­ Punkt dla Ciebie, za wybór i jakość. Ale nie stać Ciebie – powiedziała z uśmiechem.  ­ Mam

koleżankę, która jednak Tobie pomoże. Też jest psychologiem. Zajmuje się też tantrą. Zadzwoń do niej i powołaj się ma mnie.

Rozstaliśmy się serdecznie a ja wahałem się do kogo zadzwonić w pierwszej kolejności. Czy do Grzegorza, czy to koleżanki Joanny. Stałem tak z telefonem w jednej dłoni i wizytówkami w drugiej dłoni. Moje rozwarte dłonie przypominały posąg górujący nad Rio de Janeiro i musiało to wyglądać komicznie, gdyż podszedł do mnie żebrak i zapytał, czy zbieram na jedzenie. Odesłałem do tam, gdzie mieszkają diabły i wybrałem numer Grzegorza.

­ Halo? ­ usłyszałem taki zwyczajny głos w telefonie.

­ Jestem z klubu szybkiego hamburgera i kobiecego ciała – powiedziałem jednym tchem ­ A ja miłośnikiem motyli! O co kurwa chodzi?

Zawahałem się zbity z tropu.

­ Otrzymałem Pana numer od Prezesa...

­ Dobra, przecież żartowałem. Bądź za 20 minut na parkingu pod SkyTower. Srebrne Renault Laguna.  W razie czego dzwoń.

Powolnym krokiem poszedłem ulicą Powstańców Śląskich. Podczas tej krótkiej drogi nie myślałem o niczym. Nie dzwoniłem. Na ubitym parkingu, tuż obok chodnika stało zaparkowane srebrne Renault Laguna. Za nim stał, chudy, wysoki mężczyzna, który celował aparatem telefonu komórkowego w jego tylną część.

­ Pan Grzegorz?

­ Tak, tak to ja. Chodź zobacz – powiedział do mnie wskazując telefonem tył samochodu.  Przecisnąłem się pomiędzy samochodami i spojrzałem na srebrny bagażnik, na którym były nalepione serduszka. Małe, czerwone nalepki

­ Zakochała się – stwierdził ze znawstwem Grzegorz – Jebana dziwka. Zrobię fotkę na FB a potem to usuniemy, aby żona się nie dowiedziała.

­ To Pan, znaczy się Ty masz żonę?

Grzegorz spojrzał na mnie wymownie. Uniósł brwi w zdziwieniu i lekko zmarszczył twarz. ­ No mam. Ale charatam ile się da. Żona to żona, a charatać trzeba – stwierdził odrywając ostatnią nalepkę. ­ No skończone. Kurwa trzeba uważać.

­ To ona nie wie, że masz żonę?

­ Pewnie, że nie wie. Wiesz jakie one są. Zajęty więc nie charatniesz. Udaję singla. Jestem zawsze zaganiany i w pracy.

­ Ale to niemożliwe, aby one były takie głupie.

­ Co niemożliwe? Sam zobaczysz – powiedział i wsiadł do auta.

Stałem tam i zastanawiałem się co mam robić. Po chwili usiadłem obok niego.

­ Masz – powiedział dając mi małą tabletkę. ­ Połknij a zostaniesz dzisiaj bohaterem w domu Agaty.

Przez chwilę obracałem tabletką, trzymając ją pod światło. Zastanawiałem się, co takiego jest w tej niebieskiej pigułce, co spowoduje, że będzie wspaniale. Zawsz byłem sprinterem. Podniecenie przed spotkaniem, dreszcze i pracująca wyobraźnia robiły swoje. Potem, chwila zabawy, penetracja i zanim ona zdążyła się rozkręcić ja kończyłem. Każda później pocieszała mnie, mówiąc, że nic się nie stało. Jednocześnie podejmowały desperackie próby reanimacji zwisającej już męskości, która na wzór węża strażackiego, z którego uszła woda, leżała sflaczała na moim brzuchu i powoli kapała białą cieszą. Ani poklepywania, ani metodą usta męskość, nie przynosiły rezultatu. Wspomnienia krótkich przygód spowodowały, że połknąłem specyfik. Grzegorz w tym czasie zdążył opuścić parking i skierował się w stronę Bielan Wrocławskich. Cały czas rozmawiał przez telefon z klientami. Jechaliśmy tak 20 minut, aż dotarliśmy do olbrzymiego kompleksu zabudowań, będących lokalną strefą ekonomiczną. Na rozstaju dróg stała szczupła dziewczyna, ubrana w kusą sukienkę w kwiatki. Jej długie rude włosy, tworzyły ogniste tło dla jej szczupłej sylwetki.  Grzegorz zatrzymał się z piskiem opon i wysiadł z auta. Chwilę porozmawiał, gestykulował w moją stronę. Dziewczyna przyglądała mi się przez szybę, po chwili odpowiedziała coś nerwowo i odeszła.

­ Kurwa – powiedział Grzegorz wsiadając do auta – mam nadzieję, że nie zjadłeś tabelki. ­ Zjadłem – odpowiedziałem

­ No to mamy problem – powiedział bardziej do siebie niż do mnie Grzegorz. ­ A co się właściwie stało? ­ zapytałem podnieconym już lekko głosem

­ Działa co? ­ powiedział ze stwierdzającym uśmiechem – Dziewucha się zakochała. Durna baba.  Nie chciała się charatać w trójkę. Nie mogłem Ciebie zostawić. Też się nakręciłem. Mam jeszcze jeden telefon. To Justyna, nauczycielka z Ziembic. Nic jedziemy w ciemno. Ona się chętnie charata. Grzegorz pędził jak szalony, wymijając na trzeciego i wciąż rozmawiając przez komórkę.  Sprzedawał, negocjował. Ja, mocno już podniecony, próbowałem resztkami woli się opanować.  Męskość, stymulowana do granic możliwości przez pigułkę stała twardo. Czułem, jak wali mi serce,

ręce się pocą.

­ Grzegorz, stań. Tam stoją TIRówki, muszę, bo zwariuję.

­ Nie ma. Złapiesz jakiegoś trypla. Kolega bzykał, potem pryskał wacka Daktarinem ale i trak mimo prezerwatywy i antygrzybicznych sprajów coś złapał. Weź sobie zwal.

­ Spadaj – odpowiedziałem bijąc się z myślami – Ile to działa?

­3h

­ Ja pierdolę – odpowiedziałem masując krocze poprzez spodnie.

Justyna była lekko puszystą dziewczyną z burzą loków wokół jej okrągłej ładnej buzi. Jej brązowe, duże oczy świeciły życiem. Obszerny dekolt pokryty był konstelacjami piegów, a obcisła sukienka podkreślała nie tylko jej obfity biust i tyłek, ale i drobne fałdki tłuszczu, które podkreślały jej seksapil. Była wyrozumiałą kobietą, nie tylko edukatorką młodzieży, ale i podnieconych  mężczyzn. Już w trakcie rozmowy kiedy pouczała nas o tym, aby nie zażywać tabletek w trakcie drogi, kiedy bzykanie jest wątpliwe, wsadziła mi dłoń w spodnie i ulżyła masując mojego członka.  Staliśmy tam na ulicy, ona niby się przytulała, a poruszała dłonią w moich spodniach. Czułem jak mój członek obciera się  o spodnie od środka, jak dreszcz tarka mym  ciałem kiedy szczytowałem  złapałem ją za piersi i mocno pocałowałem. 

­ Dobry jesteś – powiedziała po długim głębokim pocałunku ­  Z bzykania nic nie będzie mam  okres. Wracajcie do domu i wyluzujcie.

Po powrocie pożegnałem się chłodno z Grzegorzem i poszedłem do miasta. Szedłem ulicami, pijąc kawę z plastikowego kubka. Na mojej drodze znalazła się biblioteka miejska. Postanowiłem zaczerpnąć trochę wiedzy w czytelni i skierowałem swoje kroki do biblioteki. Współczesne biblioteki to miejsca spotkań. Bywają tutaj miłośnicy książek, drobni podrywacze, studenci oraz bezdomni, którzy zabijają czas lekturą darmowej książki. Ta, mieszcząca się na placu Muzealnym była nowoczesna, przestrzenna, pełna niskich półek z książkami i wygodnych foteli do siedzenia.  Wybrałem książkę O rozkoszy Lwa Starowicz i zająłem bez zbytniego zastanawiania się miejsce  obok pulchnej blondynki. Siedziałem tam, trzymając na kolanach książkę i kontemplując jej okładkę. Dziewczyna kątem oka spojrzała na mnie i okładkę uśmiechając się dyskretnie. Powoli otworzyłem książkę i przeleciałem spis treści. 

­ Niech pan przeczyta rozdział: Chemia pożądania – powiedziała nie podnosząc wzorku znad  lektury?

­ Tak pani mówi? ­ zapytałem odwracając się do niej.

­ Oczywiście – odpowiedziała lekko się rumieniąc, wciąż z nosem w książce. Nie wiem czemu wciąż wpatrywałem się w jej twarz. Dziewczyna zwrócona w stronę książki uśmiechała się szeroko, odsłaniając równe, białe zęby. Miała długie blond włosy, związane w dwa warkocze. Wyglądała troszkę jak kelnerka z monachijskiego Oktoberfest i to mnie w niej kręciło. ­ Może … ­ zawahałem się rozpoczynając konwersację

­ Może... ­ odpowiedziała mi prosto w twarz z promiennym uśmiechem

­ Może napijemy się razem kawy?

­ Hmmm

­ Tutaj w bibliotece – powiedziałem pośpiesznie, jest kawiarnia. Może Pani zabrać ze sobą książkę. ­ No dobrze – powiedziała wstając – Tylko kawę. Ja mam męża powiedziała podnosząc dłoń do góry.

­ Oczywiście, tylko kawę – powiedziałem wstając ze swoją książką.

Siedzieliśmy na wysokich krzesłach popijając kawę z białych filiżanek. Ludzie przechodzili obok nas, szukając książek czy płyt z muzyką.

­ Często Pani tutaj przychodzi? ­ zapytałem krojąc łyżeczką kawałek ciasta czekoladowego. ­ Bardzo. Uwielbiam książki. Uciekam tutaj, do ciszy i spokoju. A Pan?

­ Jestem dziennikarzem. Piszę artykuł.

­ O seksie? ­ zapytała?

­ Skąd Pani wie?

­ Przecież ma pan książkę Lwa­Starowicza

­ Ah właśnie – odpowiedziałem zmieszany – tytuł: Czy mężczyzna w średnim wieku może mieć dobry seks?

­ A może? ­ zapytała kokieteryjnie

­ Nie wiem. Właśnie to sprawdzam.

­ W bibliotece?

­ Niestety. Moje dzisiejsze doświadczenia były dziwne.

­ Przepraszam – powiedziała z wyraźnym zainteresowaniem – czy Pan uprawia seks aby napisać artykuł?

Opowiedziałem jej mój dotychczasowy dzień. Chwilami czerwieniła się, chwilami się śmiała. Było w niej coś urodziwego, spokojnego i miłego.

­ Czyli wciąż jest Pan w punkcie wyjścia? ­ zapytała

­ No jakby – powiedziałem

­ Czyli perwersyjne zabawy, postawione na szybkie zbliżenia, raczej pana rozczarowały? ­ Tak. Wprawdzie było to rozkoszne, gdyż facet czuje rozkosz w każdej chwili, ale nie było to nic, co byłoby niezapomniane. Oczywiście zawsze marzyłem o tym, aby nieznana kobieta wymasowała mi członka, ale po tym czułem raczej niesmak niż satysfakcję. To dobre do opowiadania kolegom, budowania swojej pozycji w grupie społecznej. Ot mój kolega Grzegorz.

­ Sprzedawca aut?

­ Tak. Oni, nie tylko realizują plany sprzedażowe. Konkurują między sobą na płaszczyźnie zarówno finansowej jak i ilościowej.

­ Ilościowej?

­ Ilościowej w sensie zaliczenia jak największej liczby kobiet, pomiędzy kolejnymi zjazdami szkoleniowymi. Najlepszy sprzedawca, super samiec. Lider w zaliczaniu kobiet. ­ To ciekawe.

­ Raczej niespecjalnie. Wydają mi się niewolnikami namiętności.

­ A prezes?

­ Ten od wspólnego wyjścia na dziwki?

­ Aha – powiedziała wpychając palec do ust

­ Hmm to potrzeba posiadania. Czegokolwiek i jakkolwiek. To człowiek, który niepowodzenia kompensuje kupując ciała innych osób. Rżnie kobiety na potęgę, uważając się za wielkiego zdobywcę. Uważa, że ma prawo do wielu kobiet. Ponieważ potrafi tylko zarabiać, kupuje pożądanie i namiętność.

­ Bardzo ciekawa sprawa. A Pan?

­ Ja cóż, skusiłem się na zakazany owoc. Żelazną dziewicę, szefową, która podpuściła mnie wizją seksu analnego.

­ Anal pana podnieca?

­ Tak. Bardzo. To taka ostateczna wizja posiadania kobiety.

­ A próbował pan kiedyś?

­ Nie.

­ To skąd Pan wie, że jest to podniecające? ­ zapytała – z pornosów

Przyglądałem się jej w milczeniu. Nie wiedziałem co powiedzieć. Miałem wrażenie, że ta spotkana w bibliotece kobieta przejrzała mnie na wylot. Nie wiem co mnie tutaj przygnało ale to spotkanie było owocne. Owocne w wiedzę i owe spojrzenie na problem.

­ Pan nie wie?

­ Z pornoli – przytaknąłem

­ Ja też je oglądam – powiedziała patrząc mi prosto w oczy.

Ta rozgadana okularnica w blond warkoczach robiła na mnie wspaniałe wrażenie. Kobieca, pełna ciała a zarazem zmysłowa. Jej mocno uśmiechnięta twarz, pokryta wstydliwym rumieńcem miała w sobie coś intrygującego. Kwadratowe okulary w zielonych oprawkach nadawały jej trochę inteligencki, trochę pociągający charakter. Miała mocno jarzębinowe usta. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na tę grę kolorów. Zielone okulary, niebieskie oczy i czerwone usta. Uśmiechała się radośnie, ciepło i szeroko. Był w niej spokój, poczucie bezpieczeństwa. Jej obszerny dekolt pokryty konstelacjami piegów wzbudzał moje pożądanie. Miała olbrzymie piersi. Jej szybki oddech, który dopiero teraz zwrócił moją uwagę podnosił je miarowo, napinając do granic możliwości i tak już obcisłą czerwoną bluzeczkę z krótkim rękawem.

­ Pan wie, że nie mam majtek? ­ zapytała wydobywając spomiędzy piersi obszerny złoty wisior, który przygryzła spoglądając na mnie.

Zamilkłem i zaniemówiłem. Cisza. Nasze spojrzenia złączyły się w mocnym zderzeniu. Serce łomotało mi jak szalone. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem ją pocałować, ale zwlekałem, ona niecierpliwiła się.

­ Tam ­ wskazała odległy regał z książkami. ­ Proszę wstać i iść powoli za mną.

Szedłem powoli. W głowie kołowało mi z podniecenia. Zatrzymałem się i rozejrzałem się po sali.  Naszej rozmowy i tak nikt nie słyszał. Ludzie skupieni byli na swoich sprawach. Daleko na przedzie sali jakaś młoda dziewczyna kłóciła się z bibliotekarką. Barista robił kawę. Odwróciłem się i szukałem wzorkiem mojej rozmówczyni. Właśnie znikała w odległym kącie sali pomiędzy półkami. Przyspieszyłem kroku. Był to wąski zaułek. Półki z książkami w tym miejscu sięgały aż po samą górę. Tworzyły niewielki korytarz, oddzielający tą wąską przestrzeń od reszty sali. Kiedy tam wszedłem zobaczyłem ją, jak pochylała się nad półką z książkami. Miała mocno wypiętą w górę pupę. Spódniczka wydawała się uciekać z jej bioder, odsłaniając, apetyczną, wilgotną i idealnie wydepilowaną waginę. Poczułem jak w moich spodniach nabrzmiewa męskość. Z bijącym sercem i sterczącym kutasem zbliżałem się do niej powoli, nie będąc pewien czy mam się rozbierać i zabrać do rzeczy, czy to tylko flitr bez przyzwolenia.  Zawahałem się. Ona to jakby wyczuła i powiedziała kręcąc tyłkiem.

­ Śmiało. Włóż palce

Wsunąłem do ust palce, aby je nawilżyć i powoli pociągnąłem po jej pupie. Od krzyża, przez rowek. Weszły lekko. Byłą mokra. Syknęła głośno i nisko prostując się jednocześnie. Poczułem jak

znaczna część dłoni znika w jej wnętrzu. Była mokra, szeroka. Ruszałem dłonią w rytm ruchów jej bioder. Ona szybko wydobyła piersi z bluzki i zaczęła się masować, kręcąc całym ciałem. Ujeżdżała moją dłoń.

­ Denerwuje się – powiedziałem

­ Ale czym – powiedziała odwracając głową aby wbić się moje usta. ­ Wyciągaj go i zrób swoje chłoptasiu – wyszeptała .

Było już późne popołudnie. Siedziałem w wyludnionym pubie Kontynuacja na ul. Ofiar Oświęcimskich i sączyłem Babie Lato z browaru Artezn, gapiąc się przez zapisaną reklamami piwa witrynę, na tłum pędzących przechodniów. Godzina 16. Wielkoludzie wylewali się z pracy wąskimi strumieniami, które łączyły się w rwące rzeki ludzi, przechodzących ulicą. Panie w szpilkach, które z trudem stawiały proste kroki po długich godzinach stania. Mężczyźni w źle dobranych garniturach z plecakami na laptopy, które wyjątkowo nie pasowały do dress codu. Popijając piwo i patrząc tak bez celu zastanawiać się zacząłem nad treścią artykułu. Bo niby co ja miałem napisać. Chwilowe przygody, w których realność nie uwierzyłbym wczoraj, pozostawiły po sobie pusty smak.  Chwilowe uniesienia, ustąpiły miejsca samotności. Nie miałem już ochoty pisać o tym więcej, przeżywać uniesień i chwilowych szczytów. Spojrzałem na bar, za którym stała młoda, wytatuowana dziewczyna. Jej koledzy krzątali się na około, ścierając szynkwas i myjąc kufle. Miała w sobie coś odpychającego a jednocześnie pociągającego. Krótko ścięte, mocno tlenione włosy, postawione na sztorc. Olbrzymie kolczyki, które kaleczyły małżowiny jej uszu, tworząc coś, co widziałem tylko w zdjęciach z misji w Afryce podczas jakiejś wystawy. Tatuaże wypełniały jej ramiona, przedramiona i dekolt. Była, szczupła, wysportowana i chyba miała zrobione piersi, gdyż potężnie, sterczały do góry, skryte pod obcisłą bluzką, która odsłaniała idealnie wytrenowany brzuch z kolczykiem w pępku. Zastanawiałem się, czy ja mógłbym z taką dziewczyną i pewnie bym chciał, ale gwałtowny hałas na ulicy odwrócił moją uwagę. Przechodnie biegli w stronę Placu Solnego, krzycząc i piszcząc. Wyszedłem zaciekawiony przez pub aby zobaczyć na końcu ulicy zbiorowisko ludzi otaczający coś, co musiało znajdować się na ziemi. Pchany ciekawością poszedłem tam. Przecisnąłem się przez zwałowisko ludzi i zobaczyłem ją. Leżała tam, rozbita o bruk. Ręce i nogi nienaturalnie powyginane. Czaszka roztrzaskana o kamienie, stanowiła dziwną mieszaninę włosów, krwi i mózgu, ale poznałem ją. Moją kochankę z biblioteki. Cofnąłem się odruchowo, ale tłum mnie zatrzymał.

­ Ciekawe czemu skoczyła – ktoś zapytała

­ Może miała kłopoty – wyszeptała starsza pani w zielonej garsonce

­ Albo mąż ją zdradził – odpowiedziała kelnerka z kontynuacji.

­ Proszę się rozejść – władczy głos funkcjonariusza prawa dobiegł od strony placu Solnego. ­ Proszę się rozejść i nic nie dotykać. Świadków zapraszam do mnie – powiedziała uczesana na mokrą Włoszkę funkcjonariusza straży miejskiej.

­ Wracajmy do pubu – powiedziała w moją stronę wytatuowana kelnerka.

­ Tak muszę się napić – powiedziałem sam do siebie.

Był już późny wieczór. Szliśmy wolnym krokiem przez pełną świecących reklam ulicę świdnicka.  Młoda kelnerka przysłuchiwała się mojej opowieści.

­ I myślisz, że zabiła się przez Ciebie?

­ Nie wiem. Kochaliśmy się.

­ Słuchaj – powiedziała – sorki, że pytam ale zrobiłeś to w gumie?

­ Nie – odpowiedziałem spokojnie

­ A skąd wiesz, że była zdrowa?

Przerażenie targnęło mym ciałem.

­ Myślisz, że...

­ Nie wiem, to tylko luźna myśl. O mój tramwaj. Uciekam do dziecka. Cześć.

Stałem tam na chwiejących się nogach i biłem się z myślami. W mojej głowie pojawiła się natrętna nuta, wspomnienie piosenki z dzieciństwa, która powoli wypełniała całe mojej jestestwo. Kaliber44  „Plus i minus”. Usiadłem spocony i spojrzałem na ulicę, Obojętna masa ludzi przechodziła obok mnie, niczym rzeka wspomnień, której nie można zawrócić.

Komentarze

Popularne posty