Topielica - mini opowidanie na Helloween 2024
– Zobacz –
mężczyzna rzucił kamień przed siebie. Obaj patrzyli, jak kamień leci, a
następnie spada, by z głośnym pluskiem zanurzyć się w czarnym nurcie rzeki
Bystrzycy.
– Poczekaj – podniósł rękę, aby zatrzymać towarzysza. – O tam! – wskazał na
rzekę. Dziwna, niebieska poświata pojawiła się na wodzie. Z początku
niewyraźna, mogła z łatwością zostać pomylona z księżycem, który odbijał się w
ciemnym nurcie Bystrzycy.
– Widzisz? Zaraz wyjdzie! – jego głos zdradzał, że nie panuje nad ekscytacją.
Ścisnął ramię towarzysza tak mocno, że ten syknął z bólu i odepchnął go,
przerywając uścisk.
– Opanuj się – tamten pochylił się i popukał się w głowę. – Co się z tobą
dzieje?!
– Patrz! – mężczyzna dopadł barierki i niebezpiecznie przechylił się do przodu,
wskazując palcem pod most. Ktoś szedł przez wodę, zanurzony po pas. Gdy postać
znalazła się bezpośrednio przed mostem, w pomarańczowym świetle latarni ukazała
się naga, blondwłosa kobieta.
– Widzisz? Jaka piękna! Hej, maleńka! – machał do niej. Kobieta spojrzała na
nich i uśmiechnęła się, odsłaniając rzędy ostrych, stożkowatych zębów, które
miała zarówno u góry, jak i na dole.
– Jezu! Co to za potwór?
– Hej, mała! Chodź tu do nas! Zobaczysz, podejdzie! – podekscytowany szarpał
kolegę za rękę.
– Chyba muszę iść!
– Zostań. Czego się boisz? Popatrz, jaka golusieńka jest.
Spojrzeli na
wejście na kładkę. Na tle dwóch latarni stała ociekająca wodą, naga kobieta o
idealnej budowie ciała. Wyciągnęła przed siebie ręce, a jej oczy zapłonęły
pomarańczowymi ognikami.
– Chyba naprawdę muszę iść!
– Zostań! – mocna ręka chwyciła go za ramię. – Ona nic ci nie zrobi. Tylko
straszy.
Kobieta szła
powoli, kołysząc się z boku na bok, zostawiając za sobą mokre ślady. Wydobywał
się z niej niski, upiorny dźwięk, a co jakiś czas gwałtownie wyrzucała
szponiaste palce przed siebie.
– Stary, naprawdę muszę iść.
– Czekaj – powiedział, kładąc plecak na ziemi. Rozsunął czarny suwak i wyjął z
wnętrza małego kotka. – Ona lubi koty – rzucił miauczącego kotka w stronę
kobiety. Ta natychmiast wyciągnęła ręce i schwyciła zwierzę, by wcisnąć je
sobie do paszczy. Dziki wrzask pożeranego żywcem zwierzęcia przeciął nocną
ciszę. Krew bryzgała jej na twarz.
– Teraz będzie spokojna – mężczyzna odłożył plecak i ruszył w kierunku kobiety.
Ta przechyliła głowę, kładąc ją nienaturalnie na lewym barku. Dotykała palcami
twarzy i zlizywała krew ze swoich palców.
Podszedł bliżej i
wyciągnął rękę, by dotknąć jej piersi, bawiąc się sutkiem. Potem drugą ręką
zrobił to samo.
– Widzisz? – odwrócił się do kolegi – jest najedzona i teraz będzie spoko... –
głos mu się urwał, gdy kobieta wbiła swoje wielorzędowe zęby w jego szyję,
rozrywając tętnicę. Mężczyzna chwycił się za szyję, próbując zatamować
pulsujące krwawienie, ale osunął się na kolana. Kobieta chwyciła go za głowę i
odciągnęła brodę do tyłu. Uniosła szponiastą rękę i wbiła pazury w jego gardło,
rozrywając je na strzępy. Odrzuciła martwe ciało i z zaskakującą prędkością
rzuciła się w stronę drugiego mężczyzny. Ten stał sparaliżowany ze strachu, a
na jego spodniach pojawiła się mokra plama. Kobieta pędziła ku niemu, wydając
upiorne odgłosy. Wyciągnęła ręce i już dotykała jego szyi, gdy nocną ciszę
przerwał huk strzału, a jej głowa rozpadła się na milion kawałków. Mężczyzna
stał bez ruchu, oszołomiony.
– Możesz się
ruszyć – ciężka dłoń spoczęła na jego ramieniu. – Ona nie umarła. Jutro odrodzi
się na nowo i będzie czekać na kolejnego głupca, który się na nią skusi. – Z
mroku błysnął ogień zapalniczki, a stojący za nim mężczyzna zapalił papierosa.
– Wabi tu naiwniaków od lat. Wiesz, to była moja żona – głos mu się załamał. –
Utopiła się tu, pod mostem. Popełniła samobójstwo po stracie naszego dziecka.
Odrodziła się jako młoda kobieta – uśmiechnął się lekko. – Wiesz, taką ją
poznałem, gdy była młoda. Co się tak nie odzywasz? – zapytał, patrząc na
stojącego jak słup soli chłopaka.
– Pana żona? – wyjąkał.
– Moja żona – mężczyzna położył mu dłoń na ramieniu i jednocześnie pchnął nożem
w brzuch. – Moja żona, ty napalony kundlu, dla której musiałem cię zatrzymać
strzałem. Teraz już nie uciekniesz, kochanieńki. Nakarmię ją tobą. – Wbił nóż
po samą rękojeść, po czym przerzucił mężczyznę przez barierkę i patrzył, jak
ten spada z pluskiem do czarnego nurtu rzeki. Woda nagle zakotłowała się
gwałtownie. – Jedz, kochana – posłał ręką pocałunek w stronę rzeki. – Jutro
przyprowadzę ci kolejnych naiwniaków.
Komentarze
Prześlij komentarz