Moje Karate - luźne myśli nieposkładane
„Jeśli
znajdziesz w życiu ścieżkę bez przeszkód, z pewnością prowadzi ona donikąd.” Arthur C. Clarke
Ludzie podróżują
pod świecie od zawsze. Istnieje wiele powodów, dla których masy podróżują –
rządza przygody, chęć poznania czegoś nowego, próżna chwała zdobywcy odległych
miejsc i wiele innych powodów, których tu nie wymienię. W powszechnej
świadomości podróżowanie wiąże się z przemieszczaniem się z miejsca na miejsce,
z odwiedzaniem miejsc i doznawaniem czegoś innego. Istnieje też odmienny rodzaj
podróżowania, mniej spektakularny. To podróż w głąb siebie, drogą Wiary, Sztuk
Walk czy też medytacji. To zapuszczanie się w ciemne i jasne zakamarki własnej
świadomości po to, aby stać się kimś lepszym. W końcu jak mawiał Fredrich Nietsche „Die
reale Welt ist viel kleiner als die Welt der Vorstellungskraft”( Świat
rzeczywisty jest o wiele mniejszy niż świat wyobraźni). Dlatego pogoń za
ideami, nawet tymi romantycznymi bywa tak bardzo pociągająca. Moją ścieżką jest karate. Podążam nią, często
błądząc po bezdrożach od ponad 25 lat. Uformowany przez wschodnioazjatyckie filmy
o sztukach walki, pewnego dnia zapragnąłem być kimś inny. Z wiecznie
wystraszonego chłopca stać się odważnym mężczyzną. Jak to zrobić, skoro nie
urodziłem się bohaterem? Jest we mnie coś z romantyka, podążającego często za
ideami. W karate romantyzm przeplata się z realizmem. Poprzez pot, ból i
żelazną dyscyplinę staramy się osiągnąć nieistniejącego ideału wojownika. Na
nasza wyobraźnię działają legendy, opowieści o samurajach jak i nie zawsze
udokumentowanie wyczyny mistrzów karate. Mimo różnic stylowych, każdy z nas
wierzy, że dzięki tej sztuce walki będziemy wielcy. W dzisiejszym znaczeniu,
Karate-Do to droga pustej pięści. „Wewnętrznym celem karate-do jest
ćwiczenie umysłu, mając na celu ukształtowanie uczciwej i prawej osobowości.
Celem zewnętrznym jest nabycie wystarczającej siły fizycznej, by móc pokonać
najdzikszego zwierza. W prawdziwym karate umysł i technika stapiają się w jedno”
Gichin Funakoshi „Karate-do Kyohan: Uwagi mistrza”. I mimo tego, że lata 90te
boleśnie zakwestionowały wszechstronność karate, wciąż jest to coś, co mnie uwodzi.
„Prawość
jest siłą wejścia bez wahania na drogę, którą wskazuje rozum, która każe umrzeć,
gdy trzeba umrzeć, uderzyć, gdy trzeba uderzyć.” Inazo Nitobe, Bushido - Dusza Japonii. Wykład o
sposobie myślenia Japończyków. Te proste myśli są w dzisiejszych czasach nad wyraz
pociągające. W postmodernistycznym świecie, w tej płynnej nowoczesności, charakteryzującą
się prywatyzacją ambiwalencji, poczuciem niepewności jednostki wobec
przygodności bytów, fragmentarycznością i epizodycznością, coś stałego, zakorzenionego
w wielowiekowej tradycji wojowników, jawi się jako atrakcyjna idea. W dużej
mierze MMA wydaje mi się, produktem ponowoczesnym i nie mam na myśli tutaj
skuteczności systemu, ale właśnie tą jałową, bezideowość owego zjawiska. W
karate, strój, rytuały i zachowania, mocno zakotwiczone w odległej tradycji
mnie pociągają. Moja droga karate zaczęła się dawno i była pełna przeszkód.
Zacząłem trenować dość późno, bo w wieku 25 lat, kiedy ciało było nie tylko ukształtowane,
ale i błędnymi treningami dość mocno obciążone wadami. Skolioza kręgosłupa i
chore jelita niespecjalnie rokowały powodzenie w tej dalekowschodniej sztuce
walki. Jednakże duch był silny, naiwny i nakręcany baśniami.
„Pogoń za
marzeniem ma swoją cenę. Być może będziemy musieli zmienić nasze zwyczaje,
przejść trudne chwile, przeżyć rozczarowanie. Ale nieważne, jak wysoką cenę
przyjdzie nam zapłacić. I tak zawsze będzie niższa od tej, jaką zapłaci człowiek,
który nigdy nie zaryzykował. Spojrzy kiedyś wstecz i zrozumie, że zmarnował
życie.” Paulo Coelho,
Zdrada
Swoją przygodę
rozpocząłem od karate shotokan na AZS Uniwersytetu Wrocławskiego. Początkowa fascynacja,
jednakże szybko przerodziła się we frustrację i rozczarowanie. To nie było to,
czego szukałem. Brakowało mi walki, konfrontacji się z bólem i własnym
strachem. Podskórnie czułem, że to nie jest karate jakiego szukałem. Pewnego
dnia, jadąc samochodem przez ulice Podwale ujrzałem plakat, na którym jeden Japończyk
ubrany w karategi uderzał drugiego kopnięciem obrotowym. Strasznie zadziałało
to na moją wyobraźnię. Po dwóch tygodniach od zobaczenia tego plakatu udałem
się na pierwszy trening Oyama Karate.
„Nauczyłem się,
że życie to długa i wyboista droga, ale musimy iść naprzód, albo
przepadniemy.” - Steve Mcqueen
Podążanie ścieżką
karate nie jest łatwe, w szczególności, kiedy się choruje. Z biegiem lat,
problemy się kumulują i czasami tylko pogoń za marzeniami jest w stanie
utrzymać nas na drodze do celu. Obok skoliozy i choroby jelit, w wyniku wypadku
na treningu MMA nabawiłem się padaczki po urazowej. Przez 10 lat, zmagałem się
z tą chorobą. Na początku było ciężko, nie panowałem nad ciałem. Wielokrotnie
po atakach budziłem się szpitalach. Nie pamiętałem chwil poprzedzających atak,
ani samego ataku. Mimo to wciąż próbowałem trenować. Mój sensei był świadom
moich problemów, przez lata unikałem sparingów, gdyż stwarzały zagrożenie dla
mojego zdrowia. W końcu choroba ustąpiła i po etapie wychodzenia z leków, po 10
latach przerwy mogłem wrócić do sparingów. Ale nie jest to proste. Strach – pamięć
wypadku, strach przed bólem i inne strachy silnie trzymają człowieka w ryzach.
Pojawia się pokusa racjonalizacji zachowania i unikania walki. Nic gorszego nie
można wówczas zrobić, jak się wycofać. „Strach tnie głębiej niż miecze.”
George R.R. Martin, Gra o tron. Człowiek idący za swoimi marzeniami zawsze musi
się skonfrontować ze swoimi słabościami. MI zajęło wiele czasu przestać się bać
ponownego know-out, bólu czy wypadku. Z czasem przywyknąć idzie do uderzeń, do konfrontacji
z furiatami. To daje poczucie siły, kiedy w obliczu przeciwnika, który naciera
na nas z furią stoimy solidnie na polu walki. Poczucie zwycięstwa nad sobą
smakuje wybornie. To dzięki temu,
potrafiłem też skonfrontować się ze swoją depresją, która przechodziłem podwójnie.
Leczenie jest ciężkie, leki mają swoje skutki uboczne. Ale stać w prawdzie,
spojrzeć w twarz swojemu wrogowi, tego nas uczy droga karate. Te małe zwycięstwa
uskrzydlają. Choroba ściąga w dół, ścieżka staje się trudna. Pamiętam przygotowania do egzaminu na czarny
pas, ciężkie treningi i wieczny brak efektów. Zażywając leki, nie byłem w
stanie zbudować wytrzymałości. Trzeba też wiedzieć, kiedy odpuścić, rozczarować
tych, którzy w ciebie wierzą i wciąż dalej podążać ścieżką. Na nowo odnaleźć w
sobie radość trenowania i chęć dalszej podróży.
Oto widzęmatkę swoją,
Swoje siostry i braci.
Oto widzę dłudi szereg tych, którzy byli przed nami."
13 Wojownik
Komentarze
Prześlij komentarz