Elegia o karpiu wigilijnym.
-
Stój skurwysynie! – krzyknął karp przerywając rybie milczenie. Ostrze pędzącego
przez powietrze noża kuchennego zamarło pół metra od gadającej ryby, lśniąc
złowieszczym blaskiem stalowej śmierci. Mężczyzna patrzył z niedowierzaniem,
jak ryba siada na tylnej płetwie i przygląda mu się badawczo.
-
Co się gapisz! Gadającego karpia nie widziałeś?
-
Nie widziałem - odrzekł niepewnie mężczyzna.
-
Odłóż ten nóż i daj lepiej papierosa.
Mężczyzna
pouczony przez niedoszły specjał wigilijny odłożył nóż i podał papierosa. Karp
schwycił zręcznie peta i wadził sobie w pysk.
-
Ogień! – zakrzyknął
Zapalił
papierosa, zaciągną się a dym wyszedł mu spod skrzeli i tyłka.
-
Musimy pogadać. Nie chcę skończyć jak karp po żydowsku albo co gorsza karp
smażony. Wypuść mnie kolego a spełnię jedno Twoje życzenia.
-
Ale życzenia spełnia złota rybka, a Ty jesteś karpiem milickim.
-
Rybka pipka. Jesteś pod wpływem skurwysyńskiej propagandy karasi złocistych.
Życzenia spełniają tylko gadające ryby. Ja mówię, więc spełniam życzenia.
Cogito ergo sum?
-
No niby tak - powiedział mężczyzna, drapiąc się po głowie.
- A
w ogóle to jak się nazywasz?
-
Stachu.. znaczy się Stanisław.
-
Masz żonę i dzieci? - Zapytał karp
-
Nie mam – odpowiedział szczerze Stachu
-
To po cholera chciałeś zabić 2kg karpia! Cierpisz na obżarstwo czy coś?
-
Jestem impotentem – powiedział cicho Stanisław
-
Co kurwa? Impotentem? A co to ma do rzeczy?
-
No to, że nie mam żony….
-
Aha – powiedział rezolutnie karp, puszczając dwa kółka przez skrzela i jedno
przez tyłek.
Stali
tak w milczeniu, związani węzłem niezręcznej sytuacji. Stanisław się
zastanawiał, czy to sen, czy paranoja. Karp zastanawiał się jak spierdolić
przytomnie do miejskiej kanalizacji i tam odbyć swoją wielką ucieczkę do
wolności. Płynęły sekundy, przeobrażając się w minuty, minuty przemieniały się
w godziny. Niezręczna sytuacja, niezgodna z naturą. Gadający karp i niedoszły oprawca
pili wódkę w malutkiej kuchni.
-
Powiedz mi drogo Stanisławie – powiedział karp pijackim głosem – czemu ty kurwa
nie masz dziewczyny?
-
Bo jestem impotentem – odpowiedział cicho Stachu
-
Ah zapomniałem – odpowiedział karp. – Pomogę Tobie, lecz musisz mi obiecać, że
mnie wypuścisz.
-
Dobra - dobra zgodził się Stachu. Karp mamrotał coś w nieznanym języku, żarówka
migała, zadrżały szafy, zabrzęczały naczynia. – Jesteś uzdrowiony – powiedziała
ryba.
-
Ale jak ja to sprawdzę – zapytał nieśmiało Stanisław?
-
Zaproś koleżankę – odpowiedział karp. Stanisław wstał, podszedł do biurka i
podniósł komórkę. Gosia? Wpadniesz do mnie mam karpia na kolację….
Komentarze
Prześlij komentarz