Tajemnica przyczepy kempingowej
Ulice były
brudne. Bezbarwność świat podkreślała beznadziejność tego poranka. Dzień
wyglądał jakby ze świata uciekła cała radość. Szmira za oknem, koszmarek, który
mienił się dniem. Obudziłem się zmęczony. Ciało pozbawione energii a oczy wciąż
się zamykały, mimo że wypiłem kawę. Siedziałem przed komputerem gapiąc się w
klawisze, skrolując strony internetowe bez większego zainteresowania.
Automatyczny odkurzacz szumiał w tle, wykonując beznamiętnie swoja prace.
Spojrzałem na okno, na bezlistną koronę drzewa orzechowego, które rosło w
naszym ogrodzie. W tle majaczyła żółta sylwetka budynku mieszkalnego, którego
elewacja w tym dniu bardziej przypominała mi na myśl ludzkie ekskrementy zmieszane
z żółcią, niż radosne kolory. W tym dniu wszystko wydawało się beznadziejne. Co
jakiś czas uderzenia wiatry poruszały konstrukcją domu, która odpowiadała
oporem, stękając przy tym. Dom naprężał się i odprężał stawiając czoło porywom
wiatru. Zimowa zmiana aury, jakże ciężka dla organizmu. W miejsce zimna,
przybyły wichury niosące ciepłe powietrze arktyczne. Brzmiało to dziwnie, dwa
razy sprawdzałem opis na prognozie pogody. Kątem oka ujrzałem biały samochód,
który jechał ulicą i byłbym wrócił do gapienia się w ekran, gdyby nie głośny
pisk jaki przeciął ciszę poranka. Wstałem ciężko i podszedłem do okna. Ujrzałem
jak z samochodu wyszło dwóch mężczyzn i prowadzili kogoś z czarną szmatą na
głowie w stronę parkingu. Tam weszli do stojącej pomiędzy samochodami
przyczepy. Auto pozostawione samo sobie wzbudziło zainteresowanie przechodnia z
psem, który coś do nich wołał i ruszył za nimi, wskazując samochód pozostawiony
na drodze. Zdawał się przy tym być wzburzony i gwałtownie gestykulował
wyrażając swoje oburzenie. Szarpał za klamkę. Wiatr zerwał mu z głowy czapkę,
za którą rzucił się w pogoni. Wrócił i szarpał dalej drzwi przyczepy. W końcu
wyciągnął telefon i sprawiał wrażenie, że z kimś rozmawia. Straciłem
zainteresowanie i wróciłem do komputera, ale błyskające niebieskie światła
ponownie przyciągnęły moją uwagę. Tłum
był teraz większy a policyjne auto blokowało ulicę. Drugie nadjechało po
chwili. Jeden policjant rozmawiał z przechodniem, inny sprawdzał pozostawiony
samochód. Dwóch pozostałych badało przyczepę. Próbowali zajrzeć do środka,
szarpali za klamkę. Przyjechała straż pożarna. Ludzie wyszli na balkony, ubrani
w ciepłe kurtki i obserwatorów było już naprawdę wielu. Widziałem telefony
komórkowe a powiadomienia na komputerze dały mi znać, że całe osiedle żyje tą
sytuacją. W końcu przybyli strażacy i nożycami do cięcia blachy otworzyli drzwi
do przyczepy. W środku jednak nie było nikogo. Któryś z policjantów gwałtownie
coś mówił w kierunku mężczyzny z psem. Ktoś podszedł i pokazał coś na
telefonie. Policjant podrapał się w głowę. Przybył nieoznakowany radiowóz a w
raz z nim wielka ciężarówka, z której wysiadła grupa ludzi w białych
kombinezonach i maskach na twarzy. Ogrodzili teren białym płotem. Postawili
namiot wokoło przyczepy i rozstawili dziwne urządzenia. Po chwili dojechała
ciężarówka wojskowa z której wysiadła grupa uzbrojonych żołnierzy, która
szczelnym kordonem ogrodziła przyczepę kempingową na parkingu. Ciekawość
zwyciężyła u mnie i postanowiłem wyjść i podejść bliżej.
Mężczyźni z psami
i butelkami piwa. Wagarowicze ze szkoły. Panie sprzątające osiedle. Matki z
dziećmi, Babcie w moherowych beretach. Kolorowe towarzystwo tłoczyło się
naciskając na kordon wojskowy, który szczelnym kołem zamknął teren, objęty
nadzorem. Próbowałem się przecisnąć przez tłum, ale nie dało rady. Wlazłem więc
na latarnię uliczną i z tej wysokości obserwowałem co się dzieje. Ktoś do mnie
krzyknął abym zszedł, ale inni uznali mój pomysł na doskonały i okoliczne
latarnie uginały się pod ciężarem ciekawskich. Co się dzieje w przyczepie i
przy niej nie sposób było odgadnąć. Białe ogrodzenie i olbrzymi biały namiot
szczelnie zasłoniły przyczepę. Co jakiś czas ludzie w białych kombinezonach i
maskach wchodzili i wychodzili ze środka namiotu. Ktoś krzyknął, że będzie
kolejna pandemia, kilka osób oddaliło się w strachu, ale reszta trwała na
posterunku. W końcu przyjechało czarne BMW i wysiadł z niego elegancki pani,
który poprzez megafon skupił uwagę wszystkich na sobie.
- Szanowni
Państwo! Proszę o uwagę! – mężczyzna wszedł na stojący obok czarny śmietnik i
stanął w rozkroku. Jego eleganckie spodnie w kratę i bezowe buty, dziwnie
kontrastowały z plastikowym wyglądem pojemnika na odpady komunalne.
- Jak państwo
zauważyli mamy tutaj niecodzienną sytuację – megafonem wskazał na namiot. -
Pewnie myślicie sobie, że stało się coś groźnego. W końcu jest wojsko i ludzie
w białych skafandrach. Jak Państwo widzą, jestem z Wami szczery. Mógłbym
powiedzieć, że nie ma powodu do paniki, ale wówczas pojawiłyby się pytania. Po
co żołnierze. Po co biały namiot?
Przerwał i
zachęcającym gestem przywołał do siebie tłum ludzi. W między czasie do
ogrodzenia podjechała wielka ciężarówka, z której wypuszczono biały rozkładany
tunel prosto do namiotu.
- Proszę spojrzeć
– wskazał tunel – teraz nasi technicy przenoszą cała przyczepę z jej lokatorami
do bezpiecznej ciężarówki-laboratorium, która zapewni kwarantannę.
- To jednak jest
skażenie? – kobieta niebieskim berecie wystąpiła z tłumu?
- Nie ma go, gdyż
panujemy nad sytuacją. O proszę. Ciężarówka już odjeżdża. Technicy składają
namiot.
Tłum odwrócił się
i ujrzał, jak żołnierze odchodzą od płotu i idą do ciężarówki. Technicy w
białych uniformach nadzwyczaj sprawnie złożyli namiot i ogrodzenie i zapakowali
to do własnego pojazdu. Na końcu jeden z techników miotaczem ognia
zdezynfekował miejsce po przyczepie.
- Proszę Państwa
– PRowieec wyciągnął komórkę – proszę o wspólną fotkę do gazetki miejskiej –
ludzie odwrócili się u ustawili do zdjęcia. W ostatniej chwili mówca ujrzał jak
z miotacza ognia rozchodzi się potężny płomień, który ogarnął mnie i tłum
zebranych oraz samego mówce.
Komentarze
Prześlij komentarz