Samotność - opowiadanie post-apokaliptyczne.

To będzie opowiadanie publikowane w częściach. 

Część Piersza: Gdzie oni są?


To było dziwne uczucie. Obudziłem się i byłem sam. Nie było w domu nikogo. Zadzwoniłem do żony, ale nie odbierała telefonu. Psa też nie było. Zacząłem się zastanawiać czy wczorajsza awantura była aż tak poważna, aby w nocy spakowała się wraz z dziećmi i zabrawszy psa wyprowadziła się bez słowa wyjaśnienia. Takie rzeczy się przecież zdarzają. Poszedłem do kuchni zaparzyć kawę. Patrzyłem przez okno na nasza pustą ulice. Było jeszcze wcześnie i ludzie wciąż spali. W radio nie było sygnału. Monotonna cisza wybrzmiewała z wszystkich kanałów. Spojrzałem ma Messengera i wówczas się zaniepokoiłem. Było pusto. Wyszedłem przed dom ubrany w szlafrok z kubikiem kawy w dłoni. Uderzyła mnie głucha cisza. Nie było hałasów wielkiego miasta, szumu samochodów, gwaru ulicy. Nie słyszałem też śpiewu ptaków ani szczekania psów.  Poczułem się nieswojo. Stojąc tam patrzyłem raz w lewo raz w prawo szukając jakiegokolwiek znaku życia. Powoli docierało do mnie, że coś jest nie tak. Gdzie się wszyscy podziali? Takie wydarzenia nie mają prawa bytu. Z pewnością śnię dziwny sen i zaraz się obudzę. Wróciłem do domu i zajrzałem na Wirtualną Polskę. Wiadomości sprzed 8 godzin wydawały się nieaktualne. Na X też nie było nowych postów. Dziwny niepokój zagościł w mym ciele. Ubrałem się i pośpiesznie uruchomiłem samochód. Wyjechałem na zawsze tłoczną ulicę Średzką i także nikogo nie spotkałem. Gnałem przez miasto w poszukiwaniu ludzi, mijałem puste kwartały domów. Zaparkowane auta i opustoszałem ulice. Bliżej centrum natknąłem się na stojące pośrodku skrzyżowania opuszczone samochody z otwartymi drzwiami. Nie miałem odwagi wysiąść. Wróciłem do domu i zaryglowałem drzwi. Próbowałem skupić rozkołatane myśli i pojąć co się właściwie wydarzyło. Poszedłem spać o 23:00. Żona i dzieci już spały. Pamiętam mijający nasz dom autobus podmiejski. Potem zasnąłem. Obudziłem się w pustym domu. Która to była godzina? Siódma czy ósma? Zegar analogowy wskazywał siódmą a komórka ósmą rano. Przypomniałem sobie, że wczoraj była zmiana czasu. Ale czy to spowodowało, że wszystkie żywe istoty zniknęły? Usiadłem skołowany na balkonie. Zbierając myśli, nabijałem fajkę aromatycznym, waniliowym tytoniem Mac Baren. Nabiwszy cybuch zapaliłem. Wypuszczając kłęby dymu z fajki typu Gandal, zastanawiałem się na moją sytuacją. Sen to czy jawa? Skoro sen, czemu wrażenia są tak realne. A czy gdybym wyskoczył z balkonu i powiedzmy to zabił się, czy obudziłbym się czy zginął naprawdę. Odgoniłem te niespokojne myśl i zacząłem zastanawiać się co dalej. Dzień był jeszcze młody, słońce dopiero powoli zbliżało się ku zenitowi. Postanowiłem ubrać się i ponownie przeszukać okolicę. Na jednym z podwórek znalazłem zmasakrowane ludzkie zwłoki. 

CND.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ostatnie Dojo

Maślane Cisteczka - bajka dla dzieci 4-10 lat. Praca konkursowa na konurs Piórko 2025

Oddech Smoka - czyli irracjonala relacja z wyjazdu na OGÓLNOPOLSKIE SEMINARIUM OYAMA PFK W KUMITE Kraków 2024