Koncert Cannibal Corpse 17.08.2022

 Minęło 26 lat od ostatniego koncertu Cannibal Corpse w jakim uczestniczyłem. W sumie był to jedyny show tej formacji wokalno-instrumentalnej  na jakim byłem do tej pory. Tam gdzieś, hen daleko, pośród zakurzonych wspomnień i pogryzionej spróchniałym zębem czasu pamięci, majaczy mi słabe wspomnienie roku 1996. Wówczas to, będąc pięknym, młodym i posiadającym komplet (a co!)  owłosienia na głowie metalowcem udałem się do byłej wytwórni filmów fabularnych na koncert Kanibali. Niestety niewiele pamiętam☹Nie wiem, czy byłem pijany, czy też odurzony majowym stanem umysłowym dwudziestolatka, żyjącego horrorami, piwem i gitarą. Tak czy siak, gdzieś żyją świadkowie tamtego momentu a ich świadectwo jest prawdziwe, jak powiada pismo. Dziś,  jako już Old Boy ( siwe włosy nooo) , aczkolwiek niebywale skromny „starszy pan” jestem na koncercie Cannibal Corpse we Wrocławiu. Mimo, że czas mnie posunął (bez podtekstów proszę...) i Ponury Żniwiarz, znaczy się Golarz Czas, połączył moje czoło z potylicą, to jednak brutalny death metal ma się wyśmienicie – tzn. nie rozwija się i nie ewoluuje, dając mi poczucie wiecznej stabilności. Mogę więc śmiało zawołać, parafrazując ewangelię: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna nuta, ani jeden riff nie zmienią się w death metalu! Oto na scenie George „Corpsegrinder” jedzie growlingiem przypominającym gwałconego knura a potężna ściana gitar miażdży resztki moich szarych komórek. W głowie trwa ping pong, gdyż mózg odbija się od ścian mózgoczaszki, jak piłeczka  w kultowej grze. Pierwszy riff – fala dźwiękowa wydobywająca się ze ściany wzmacniaczy Mesa przetacza się przez centrum koncertowe A2,  niczym pomruk burzy, wprawiając w drżenie moje organy wewnętrzne. Oto trzęsie się wątroba, drży woreczek żółciowy, zwieracze w dziwnym klimacie, Boga nie ma! Chyba popuszczę! Za chwilę, za dźwiękiem gitar,  pędzi przerażający growl wokalisty, który niczym zęby kanibala obdzierają moją skórę od kości. Arghhhh jak fajnie! Mogę śpiewać jak on! Trwa brutalna, death metalowa rzeźnia w najlepszym wykonaniu. Riff, knur, bęben, riff i knur. Violence Unimagined – tytuł ostatniej płyty amerykanów doskonale oddaje co się dzieje z moimi uszami. Obok tłum w ekstazie, smród niemytych ciał i alkoholowe wyziewy.  Brzydcy ludzie i piękny ja. George macha włosami na scenie ( że, też mu kuźwa nie wypadły jak mi) Cóż za noc! Lecz co to? Tłum krzyczy - do sali wtargnęli zombie! Ludzie skaczą na siebie, wspinają się w szaleńczym amoku. A nie to tylko moja chora wyobraźnia….

A oto zapis słowny muzyki:Groch, groch, trabant, słup! ( tu gitarzysta ciągnie za Floyd Rose tremolo). Icha chaaa ( dalej pracuje wajchą). Groch, groch, trabant, chlup. ( tu następuje glis po gryfie) Groch, trabant, Szatan, gnój! ( znowu tremolo na gitarze) Groch, trabant,trabant, knur i ch…j( tu  gitarzysta podnosi dźwięk o jeden ton) .  A później już rzeźnia: Brr, brr, brr, brrrrr. Ughu, aghu, grhuu. Łubu dubu, łudu dubu, brrrr. Arghh, orghhh,  Der Szatan mit Der Teufel arrghh, urghhh, brr


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ostatnie Dojo

Maślane Cisteczka - bajka dla dzieci 4-10 lat. Praca konkursowa na konurs Piórko 2025

Oddech Smoka - czyli irracjonala relacja z wyjazdu na OGÓLNOPOLSKIE SEMINARIUM OYAMA PFK W KUMITE Kraków 2024