Utracony Raj - Opowiadanie konkursowe na konkurs Festiwalu Elyzium - Pola Elizejskie 2025

 

Ostatnie co pamiętam, to błysk wybuchu reaktora atomowego na liniowcu szturmowym w Pasie Oriona. Błękitne nadolbrzymy, cieplejsze i masywniejsze niż Słońce przyglądały się niemo naszej katastrofie. Wyszliśmy z nadświetlnej wprost w środek wielkiej bitwy. Ktoś z astrogatorów źle obliczył trajektorię lotu naszej fregaty. Pomyśleć, że zwykły błąd ludzki spoza pola bitwy, przesądził o naszym losie. To było ponoć największe stracie naszych czasów. Niestety, uczestniczyłem w nim niecałą sekundę. W Akademii Gwiezdnej mówili nam, że po śmierci dusza Marines idzie do wiecznej krainy szczęśliwości, gdzie spędza wieczność na obcowaniu z innymi duchami dobrych ludzi. Bo, Pan rozumie, żołnierz walczący w imieniu Imperatora jest dobrym człowiekiem. Mówili, że czeka nas raj. Nad błękitnym oceanem, pod równie jak on błękitem jaśniejącym niebem, ciągnąć się będą długie, blade łąki. Pomiędzy topolami i asfodelami będą biegły wąskie, białe ścieżki. W atmosferze wiecznej szczęśliwości będziemy po nich spacerowali, rozprawiając o sprawach wiecznych. Obok śpiewu ptaków, przestrzeń wypełni słodka dla ucha muzyka lir. Udając się tam, zapomnimy o ludzkim życiu. Napiwszy się wody z rzeki zapomnienia, zostawimy troski życia, ludzkie przywary i namiętności, a oddamy się istnieniu w szczęściu. Nic bardziej mylnego. Przebudziłem się, bo chyba to jest właściwe słowo, na łodzi płynącej po ciemnej rzece. Byliśmy ubrani w kombinezony bojowe. Każdy z nas ściskał w dłoni blaster. Pomyślałby Pan normalna misja bojowa. I ja też tak myślałem, dopóki nie ujrzałem, kto tą łodzią sterował. Olbrzymi starzec, ubrany w czarny płaszcz, z wężami na głowie zamiast włosów. Twarz miał ciemną, prawie niewidoczną, a oczy świeciły mu złowrogim rubinowym światłem. Za plecami miał czarne nietoperze skrzydła, a to wszystko na tle burzowego nieba. Błyskawice rozświetlały ciemne rozkołysane wody, po których płynęliśmy. Wówczas pojąłem, że nie żyję, a opowieści o Elizjum okazały się kłamstwem kapłanów. Rzeka zapomnienia cuchnęła zepsuciem. Płynęły w niej szkaradne istoty rodem z najpotworniejszych koszmarów. Zielonkawy szlam migotał słabym blaskiem w czarnych głębinach. Utrudzone twarze, wiecznie cierpiących ludzi spoglądały z głębin na nas, a widmowe ręce wyciągały się ku nam, chcąc nas pochwycić i ściągnąć w otchłań. Nikt z nas, zgromadzonych na tym statku nie śmiał wypić łyku wody z tej legendarnej rzeki. Dlatego też pamięć o dawnym życiu pozostała w nas. Zapewne chodziło o to, abyśmy nie zapomnieli kim jesteśmy. Imperialni Marines, elita floty Wiecznego Imperium. Jedyni, którzy doświadczali łaski spotkania twarzą w twarz z Imperatorem. A teraz nie żyliśmy. Ten wymarzony raj, do którego mieliśmy trafić, owe pola Elizejskie, czekały na nas za plażą. Plaża, jak nam nieznany głos w hełmofonach powiedział, to miejsce ostatniej bitwy, czyściec, który oddzieli herosów od tchórzy. Ostateczny sprawdzian męskości. Ci, którzy szturm przetrwają, dostąpią wiecznego istnieją w Elizjum, ci którzy zginą popadną w zapomnienie. Tak więc łodzie, bo okazuje się proszę Pana, że było wiele łodzi, dobijają do brzegu. Wyskakujemy do wody, kombinezony mamy przełączone w tryb bojowy. Egzoszkielety pomagają nam utrzymać prawidłową postawę. Rozwijamy natarcie - naszą bitwę o wieczność. Okazało się jednak, że nie jest to metafora. Bramy raju są zamknięte i dostać się tam mogą tylko herosi. Przed nami plaża z rubinowym piaskiem. Na niej działka automatyczne, przypominające wielkie ośmiornice, które walą do nas z matematyczną precyzją. Olbrzymie macki, umieszczone na słupach falują, naprężają się i strzelają kulą energii, rozświetlając noc. My ruszamy ławą szturmową. Gdzieś z oddali słychać huk wystrzału z krążownika. To nasza wiara wspiera słuszną sprawę. Szum pocisku przeszywa powietrze. Dźwięk nad nami narasta, coś się zbliża, kumulacja, oddala się i BAM! Wybuch. Piach unosi się w górę i opada wraz z deszczem szczątków obrońców. Coś znowu nad nami huczy i przelatujący nad plażą myśliwiec zabija wielu moich kolegów. Wówczas pomyślałem sobie: stres, strach, ja to wszystko pierdolę. Nie po to umierałem, aby dać się znowu zabić w nowym życiu po śmierci. Bo co potem? Życie po życiu, które jest po życiu? Jakieś przeklęte koło karmiczne? Więc samowolnie się oddaliłem z pola walki, przez nikogo niepokojony. Ja się naprawdę bałem o życie, proszę Pana. Tak, Pan się uśmiecha, ja wiem, jak to brzmi absurdalnie. Bać się o życie po śmierci. Proszę jednak o cierpliwość. Jak powiedziałem oddaliłem się samowolnie albo, jak kto woli, spierdoliłem taktycznie z pola bitwy, wykorzystując zamęt podczas szturmu. To stara, sięgająca pradawnych wojen na Ziemi taktyka dezercji. Przez nikogo nie niepokojony wspiąłem się na szczyt pobliskiego klifu i zgłupiałem. Ujrzałem tam inny raj. Zielone łąki, delikatna muzyka lir w tle, białe domki i piersiaste niewiasty spacerujące nago po tych łąkach. Wówczas dotarło do mnie, że to, co na dole, na tej przeklętej plaży było, to był czyściec dla frajerów. Jak w życiu tak i po śmierci, tłum baranów udał się na rzeź. Ja zawsze kontestowałem rzeczywistość i po śmierci mi się to opłaciło. Bo co ja o tym czyśćcu wiedzieć mogłem? To była koncepcja z innej sfery duchowości. Jakoś mi się to wszystko nie spinało w jedno i pomyślałem sobie, że niefajnie jest, kiedy nas święte księgi i kapłani okłamują. Jedyne co mi pasowało do tego, co mnie o zaświatach uczono, to fakt, że do Pól Elizejskich szło się w prawo. A ja zwiałem na prawo od plaży, proszę Pana. Sprawiedliwi kierowali się do pól Elizejskich leżących na prawo od rzeki zapomnienia. W tym raju, do którego dotarłem dorwała mnie niestety ludzka przywara. Na widok tych pięknych kobiet, podniecony wcześniejszym bojem, dostałem tak po ludzku erekcji. Tak proszę Pana. Wiem, jak to brzmi. Pęd ku życiu po śmierci. Wówczas się nad tym nie zastanawiałem, że jest to swoisty paradoks. Ja czułem odwieczny zew, który popycha każdego w odwieczny cykl rozrodczy. Słyszałem głos, który imperatywem zapewnia przetrwanie gatunków, bo wszak nasza nieśmiertelność zapisana jest w genach. Po prostu chciało mi się jebać. Złapałem pierwszą lepszą kobietę i zwyczajem wojskowym wziąłem ją przemocą. Za włosy i na ziemię. Ubrania nie miała. Och, proszę się tak nie unosić moralnie, proszę Pana. Łatwo jest to oceniać z dalekiej perspektywy. Ale jednak muszę przyznać, że niefajnie wyszło. Zrobiłem swoje, jak niegdyś czynili niezliczeni zwycięzcy, a ona wstała jakby nigdy nic i poszła dalej. Rzeka zapomnienia, Pan mi powie. Ale to mi wyglądało raczej na Alzheimera. Wówczas pomyślałem, że kapłani znowu nas okłamują. Pójdziesz do Elizjum głosili, ale nie powiedzieli, że tam dostaniesz Alzheimera. Życie po śmierci, to egzystencja bez pamięci. Co to za życie, proszę Pana? Nie pamiętasz swego życia, nie wiesz kim jesteś, nie pamiętasz samego siebie. Egzystujesz, jakby ciebie nie było. To tak jakby umrzeć. Jaka nagroda po śmierci, skoro nic nie pamiętasz. Pamięć i tożsamość to kluczowe elementy naszego istnienia. Myśli mi w głowie kołatały. Nie spodobało mi się to wszystko i ruszyłem ową ścieżką dalej. Te kobiety wciąż chodziły nago, bezmyślnie snuły się tam i z powrotem. One mnie już nie podniecały. Kuły w oczy tym apatyzmem. Tym bezsensem egzystencji w formie cielesnej, pozbawionej świadomości. Ja wówczas zacząłem się poważnie zastanawiać, dokąd trafiłem. Bo raczej nie do raju. Na piekło też mi to nie wyglądało. Tak więc idę ścieżką, ona niczym wąż wije się pod górę. Ja powoli robię się zmęczony. Pot spływa mi na twarz, szybka hełmu bojowego zachodzi mgłą. Wchodzę z trudem na wzgórze, a tam prześliczna łąka otoczona gęstym lasem drzew wszelakich. Pośrodku łąki biesiada. Siedzą mężczyźni odziani w antyczne zbroje. Niektórzy leżą na kwiecistych kobiercach. Przy nich nagie nimfy. Sceny jak te na antycznych wazach z legendarnej Ziemi, które można obejrzeć w Muzeum Imperialnym. Na drzewach dookoła same dziwy. Rosną tam czarki z winem. Wszędzie słowiki. I niech mi Pan wierzy, coś mnie tknęło, aby wystrzelić z blastera. Trafiłem takiego olbrzyma. Głowa po strzale wyparowała mu, a bezwiedne ciało osunęło się na ziemię. Jego koledzy nawet tego nie zauważyli. Beztrosko spożywali wino ze zrywanych przez nagie nimfy czarek rosnących na drzewie. Więc coś we mnie wstąpiło i zacząłem strzelać. Ja już nie byłem umarłym bohaterem Imperialnej Floty Gwiezdnej. Ja stałem się w tym momencie samą śmiercią. Zjednoczony ze swoją bronią prułem pełen nienawiści. Głębokiej, bezpodstawnej, czystej nienawiści. Padali jak muchy. Ja im tam taką rzeź urządziłem, przy której bitwa pod Termopilami wydaje się fraszką. Wówczas pojąłem kim jestem. Jestem zimnym cieniem, niepasującym do tego raju. Czarną plamą na białej szacie liturgicznej. Ja wówczas zrozumiałem, że jestem demonem. Wysłannikiem piekieł, który ma urządzić tym bezmózgim duszom na Polach Elizejskich Krwawą Łaźnię. Ja jestem końcem, czyścicielem raju, który przygotuje to miejsce dla podobnych do mnie. Pan się teraz uśmiecha. To prawa, że po tym wszystkim niespodziewanie dla mnie spotkaliśmy się. Wyszedł Pan z tego lasu, niczym zjawa. Na poły przejrzysty i powoli przybrał Pan materialną postać. Muszę przyznać, że ja się na Pana bardzo w pierwszej chwili zdenerwowałem. Nie pasował mi pan, strojem i zachowaniem do tego miejsca. Pan mnie zapewniał, że ja żyję i zaraz ocknę się i to wszystko zniknie. Ale skąd ja miałem Panu wierzyć, że to prawda? Skoro pamiętałem własną śmierć, jak mogłem żyć? Pan tak mi zamącił w głowie, opowiadając te niestworzone frazesy, że to wielka symulacja komputerowa, że my się znamy, że jesteśmy naukowcami z Francji, że ja się z tego wszystkiego sam pogubiłem. Ja nawet nie wiem, co to jest ta Francja. To się wszystko nie trzymało kupy, ale zasiał mi Pan wątpliwości. Zastanawiać się zacząłem jak mogłem umrzeć, skoro żyłem? A jeżeli umarłem to czemu odczuwam ludzkie pokusy i przywary? Skoro raj, do którego trafiłem, okazał się jakimś porąbanym miejscem pełnym szaleńców i ludzi z niedowładem umysłowym? Skąd strach, pot, łzy czy erekcja jaką miałem? Czy takie rzeczy mogą dziać się po śmierci? Wszak to życia oznaki. Czy pamięta Pan, co mi Pan wówczas powiedział? A Pamięta Pan strzeliłem do Pana? Widziałem, jak Pan ginie. Wiązka lasera wypaliła dziurę w Pana głowie. Ale nie rozumiem, dlaczego Pan znowu żyje? Bardzo mi Pan zamotał w moim życiu. Twierdzi Pan, że ja żyję, ale jestem nieprzytomny? Że ta baśniowa kraina to część symulacji, w jaką wprowadzono mój umysł? Że niewielka cząstka mnie gdzieś tam coś pamięta? A skąd ja mogę mieć pewność, że jak się obudzę to będzie dobre życie? Ja już wolę zostać tutaj, pośród pól Elizejskich w tym wirtualnym raju. Tu jestem bogiem. Mogę odbierać bezkarnie życie, mogę brać co mi się należy. Pani Twierdzi, że mi udowodni? To chyba nie takie proste. Niby czemu miałbym uwierzyć, że po tym, jak to Pan nazywa przebudzeniu, nie będę w symulacji a teraz jestem? Proszę odejść i zostawić mnie w spokoju. Niech Pan spojrzy na niebo nad nami. Na czerwoną łunę, wschodzącego słońca. Proszę odejść, ja chcę tutaj zostać. Nie wierzę, że ja to przewidziałem. Nie ma Pan dowodu na to, że ja kazałem się tutaj ratować. Wybieram to życie, niezależnie od tego czy jest to raj, czy zwykła symulacja. Pragnę biegać po bezkresnych polach Elizjum, siejąc strach i zniszczenie, niżli zmierzyć się z tym, co po drugiej stronie. Proszę Pana, gdzie Pan jest?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ostatnie Dojo

Maślane Cisteczka - bajka dla dzieci 4-10 lat. Praca konkursowa na konurs Piórko 2025

Oddech Smoka - czyli irracjonala relacja z wyjazdu na OGÓLNOPOLSKIE SEMINARIUM OYAMA PFK W KUMITE Kraków 2024